„Zbudowaliśmy wizerunek Peru jako kraju, który broni pokoju, wolności i demokracji” – powiedziała prezydent Dina Boluarte podczas swojego wystąpienia w Nowym Jorku na 80. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ kilka tygodni temu.
Jednak rzeczywistość na ulicach Limy i Callao jest zupełnie inna. Kierowcy autobusów po raz trzeci w tym miesiącu rozpoczęli strajk, sprzeciwiając się bezradności władz wobec fali wymuszeń i zleconych zabójstw.
Policja często reaguje brutalnie. Na jednym z nagrań widać funkcjonariusza, który najpierw rozbija lusterko autobusu, a następnie uderza kierowcę biorącego udział w proteście. Pracownicy transportu publicznego znaleźli się w dramatycznej sytuacji — są ofiarami zarówno przemocy ze strony mafii, jak i agresywnych działań policji.
Według danych Obserwatorium Przestępczości i Przemocy, do końca 2025 roku choćby 180 kierowców autobusów miejskich w Peru może zostać zamordowanych za odmowę płacenia haraczy. Policja podaje nieco niższe, choć wciąż alarmujące dane – tylko od stycznia do lipca bieżącego roku zginęło 65 kierowców. Ostatnią ofiarą był 33-letni Wenezuelczyk Daniel Cedeño Alfonso, zastrzelony pięciokrotnie w brzuch, gdy prowadził autobus. Napastnik, jadący motocyklem, otworzył ogień, gdy pojazd zatrzymał się na czerwonym świetle.
Pierwsze protesty kierowców rozpoczęły się w sierpniu 2024 roku i gwałtownie przerodziły się w ogólnokrajowy ruch sprzeciwu wobec zorganizowanej przestępczości. „Strajk trwający 24 czy 48 godzin nie wystarczy. Nie możemy sparaliżować całego kraju – wszyscy musimy działać razem” – powiedziała prezydent Boluarte.
Statystyki pokazują skalę kryzysu – aż 59% obywateli uważa brak bezpieczeństwa i rosnącą przestępczość za największy problem Peru. w tej chwili policja otrzymuje średnio 67 zgłoszeń o wymuszeniach dziennie. Odmowa zapłaty często kończy się groźbami lub śmiercią.
Sytuacja zaczęła gwałtownie się pogarszać między 2021 a 2022 rokiem – liczba zgłoszonych przypadków wymuszeń wzrosła wtedy z 4746 do 16 363, i od tego czasu nieustannie rośnie.