Zagotowało się w polskiej reprezentacji piłki nożnej, oj zagotowało.
Zaczęło się od odpuszczenia zgrupowania na ostatnie dwa mecze przez Roberta Lewandowskiego, kapitana drużyny.
Przyczyna bardzo prosta: przemęczenie psychiczno-fizyczne po bardzo wymagającym sezonie w barwach Barcelony oraz w barwach Polski. Zagrał niesamowitą liczbę spotkań i odniósł trzy kontuzje, które wymagały dłuższego leczenia.
Selekcjoner polskiej kadry zgodził się na taką przerwę, więc nie było żadnego hałasu aż do momentu, gdy te sam selekcjoner pozbawił opaski kapitańskiej najlepszego polskiego piłkarza wszechczasów.
Jak z medialnych informacji wynika, to nie samo odebranie opaski, ale sposób wykonania tego „chirurgicznego” cięcia rozsierdził Lewandowskiego.
Koniec końców – trener Michał Probierz już nie jest selekcjonerem i PZPN rozgląda się za jego następcą.
Trochę o roli kapitana w wybranych dziedzinach sportu.
Zacznę od indywidualnych>
W takich przypadkach publiczność choćby nie wie, kto taki kapitanem jest, bo nie ma to aż takiego znaczenia, jak w grach zespołowych.
Przykładowo: w mojej ukochanej lekkiej atletyce zawodnicy wybierają sami i prawie zawsze, a praktycznie – zawsze – są to osoby charakteryzujące się największym szacunkiem w zespole.
Szacunek w tym przypadku to nie tylko klasa sportowa, ale ogólnie – klasa człowieka.
Z takich bardziej znanych przypadków przypomnę Tadeusza Rutę, brązowego medalistę Igrzysk Olimpijskich w Rzymie w rzucie młotem w 1960, potem Janusza Sidłę – znakomitego oszczepnika, Bronka Malinowskiego czy Irenę Szewińską jeszcze podczas mojego pobytu w Polsce.
W Kanadzie kapitanami były osoby niekoniecznie wybijający się wynikami, ale ludzie z dobrym charakterem i naturalnymi cechami przywódczymi. Zwykle biegacze na długie dystanse.
W tej nieszczęsnej piłce nożnej klasa zawodnika jest najważniejszym wskaźnikiem przy wyborze.
Przypomnę, iż przed Robertem Lewandowskim kapitanem polskiej drużyny był Kuba Błaszczykowski, który, moim zdaniem, bardzie nadawał się na kapitana niż „Lewy”. Wprawdzie różnica w indywidualnych osiągnięciach piłkarskich tych dwóch zawodników to niebo a ziemia, jednak cechy przywódcze Kuby na boisku były bardziej widoczne i znaczące.
Żyję już na tej ziemi sporo lat i widziałem wielu, wielu kapitanów i z tego stulecia najlepszym jakiego widziałem na boisku był Hiszpan Carles Puyol.
Całą karierę spędził w Barcelonie, był od zawsze filarem obrony i do dziś uznawany jest za najlepszego kapitana jakiego Barcelona kiedykolwiek miała. Ba, nie tylko Barcelona!
Nie był jakimś wyjątkowym piłkarzem, chociaż zdobył 18 największych trofeów, jednak jego rozsądek, logiczna i fair postawa zawsze czyniła cuda na boisku. A przecież boisko piłkarskie to tak jak pole minowe emocji.
Te cechy przywódcze są wrodzone.
Z obserwacji powiem, iż podobnie jak w wyborze sportu, tak i tu, człowiek rodzi się z takimi predyspozycjami.
Kontynuowania na pozycji przywódcy może takiemu w głowie zawrócić w późniejszym okresie, ale aby dostać się na taki stołek – trzeba mieć to we krwi.
Robert Lewandowski został „namaszczony”, jako kapitan przez trenera Adama Nawałkę, którego zdaniem ten zawodnik miał największy respekt wśród kolegów.
Trener, moim zdaniem, myślał, iż klasa sportowa sprawy załatwi.
Podam inny przykład z opowieści mojego ojca o wrześniowych (1939) doświadczeniach na froncie.
Okazało się, iż kapitan równorzędnej kompanii Armii Poznań został zabity i „władzę” samozwańczo objął plutonowy, pomijając poruczników i sierżantów. Okazał się najlepszym dowódcą jakiego mój ojciec kiedykolwiek widział.
Co dalej z reprezentacją?
Problem jest taki, iż nie ma nikogo na miarę Lewandowskiego, mimo, iż nie jest on wzorem kapitana.
Krótko–bryndza.
www.bogdanpoprawski.com
Have a Great Day!
Bogdan