Mieszkańcy jednej z ulic na zielonogórskim osiedlu zobaczyli sąsiada stojącego na rynnie dachu. Mężczyzna nie wiedział jak się tam znalazł, nie potrafił też wrócić do domu. Życie uratowała mu akcja służb specjalistycznych straży pożarnej i policji, wspomaganych przez sąsiadów.
Ten niesłychanie spokojny starszy Pan w pewnym momencie życia zaczął mieć problemy z pamięcią, orientacją w przestrzeni i czasie. Miewał też różne wizje. Problemy zaczęli mieć też jego sąsiedzi. Potrafił błąkać się po ulicy i jeść trawę, bo nie mógł spod bloku trafić do własnego mieszkania. Odkręcenie przez niego gazu i zalanie mieszkania sąsiadki sprawiło, iż mieszkańcy bloku zaczęli interweniować we wszystkich możliwych instytucjach. Na próżno, procedury bowiem trwają, a w każdej chwili może dojść do tragedii. Wszyscy są mu życzliwi jednak w ocenie sąsiadów potrzebuje pilnej pomocy. Nie takiej jednak jak pewnego razu, gdy pogotowie ratunkowe zabrało go do szpitala z osiedlowego skweru i po 2 tygodniach hospitalizacji został odwieziony i wysadzony w tym samym miejscu.
Tego typu sprawy wymagają współdziałania różnych instytucji. Wygląda na to, iż w tej chwili obowiązujące procedury są nieskuteczne prowokując sytuacje, w których może być zagrożone czyjeś życie i zdrowie.