Na deptaku w Ciechocinku...

6 godzin temu
Od 2015 r. jestem w Ciechocinku przynajmniej raz w kwartale, nie tylko na pląsach i baletach, choć nie powiem, by taka forma rozrywki już mnie nie interesowała. Wabik ciągnący mnie od lat do tego słynnego uzdrowiska to konkretna osoba – mgr rehabilitacji Łukasz Michalak, prawdziwy cudotwórca o platynowych rękach. W 2015 r. cierpiałem na straszne bóle kręgosłupa i miałem w ręku skierowanie na operację. Przez przypadek znalazłem się w gabinecie pana Łukasza. Obejrzał badanie rezonansem magnetycznym i stwierdził: „Spróbuję przynajmniej częściowo uwolnić pana od bólu. Zastosujemy klawipunkturę plus rozciąganie manualne opracowane osobiście przeze mnie na potrzeby pacjentów z dolegliwościami kręgosłupa lędźwiowego, a na koniec zabieg z użyciem pewnego urządzenia produkcji brytyjsko – czeskiej, które ostatnio nabyłem. Dam trzy zabiegi co drugi dzień i jeżeli terapia zawiedzie nie będę drenował pana z pieniędzy”. To ostatnie najbardziej mi się spodobało, ponieważ dawało świadectwo rzetelności i uczciwości tego gościa. Ujmując rzecz najkrócej jak mogę, to już po tygodniu wkroczyłem w radosnym pląsie na ciechociński parkiet i tkwiłem tam przez ponad trzy godziny. Bez bólu. Kuracja polega na odbarczeniu kręgów L4/L5 dzięki „gwoździ” ze szlachetnego materiału. O operacji kręgosłupa zapomniałem.
Idź do oryginalnego materiału