Kierowcy wracają to tradycyjnych map samochodowych. Nawigacji nie da się używać

4 godzin temu

Wyobraź sobie, iż prowadzisz auto, jesteś w połowie trasy, a telefon z mapą nagle wskazuje, iż znajdujesz się na środku Morza Bałtyckiego. Nie pomaga ponowne uruchomienie aplikacji, bo sytuacja się powtarza – położenie zmienia się losowo i nijak nie zgadza z rzeczywistością. Brzmi jak błąd techniczny? Niestety, to nie awaria, ale efekt świadomych zakłóceń, które stają się coraz częstsze w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Fot. Pixabay

Zakłócenia nie są fikcją. GPS może prowadzić w złym kierunku

System GPS, oparty na satelitach, stał się fundamentem współczesnej logistyki i transportu. Korzystają z niego nie tylko kierowcy, ale też ratownicy, lotnictwo, koleje, maszyny rolnicze, a choćby zegarki i telefony. I choć powszechność tej technologii może dawać złudne poczucie bezpieczeństwa, jej działanie coraz częściej bywa zakłócane – i to nie przez przypadek.

Eksperci alarmują, iż nad Polską i krajami bałtyckimi pojawia się coraz więcej przypadków jammingu i spoofingu. Pierwszy z nich całkowicie wycisza sygnał GPS, przez co urządzenia przestają działać. Drugi – znacznie groźniejszy – wysyła fałszywy sygnał, przez co lokalizacja wydaje się prawidłowa, choć w rzeczywistości prowadzi w złe miejsce.

Pomorze, Mazury i… Morze? Przykłady się mnożą

Zakłócenia nie są już rzadkością. Tylko w czerwcu tego roku setki użytkowników dronów na Pomorzu zgłaszało niekontrolowane zachowania urządzeń. Maszyny traciły kontakt z pilotami, zawracały w losowym kierunku lub leciały prosto nad wodę, mimo włączonych zabezpieczeń.

Problemy zgłaszają również użytkownicy hulajnóg elektrycznych, carsharingu i aplikacji śledzących. W niektórych przypadkach systemy pokazywały, iż pojazd znajduje się setki kilometrów od faktycznego miejsca. Zdarzało się, iż według GPS auto było na środku Bałtyku, choć stało zaparkowane przy centrum handlowym.

Źródłem tych zakłóceń są najprawdopodobniej działania elektroniczne prowadzone przez Federację Rosyjską. Silne sygnały zakłócające emitowane z obszaru Obwodu Królewieckiego rozchodzą się na setki kilometrów i wpływają na urządzenia w Polsce, szczególnie na północy kraju.

Papierowe mapy wracają do schowków

W tej sytuacji coraz więcej kierowców decyduje się na stare, dobre rozwiązanie: klasyczną mapę drogową. Koszt aktualnej mapy Polski to zaledwie kilkadziesiąt złotych, a w awaryjnej sytuacji może okazać się nieoceniona. Nie trzeba do niej prądu, nie zawiesi się, nie zgubi sygnału – wystarczy światło i orientacja w terenie.

Choć dla wielu osób, zwłaszcza z młodszego pokolenia, papierowa mapa może wydawać się reliktem przeszłości, to właśnie ona może uratować podróż, gdy zawiodą satelity. Zwłaszcza na dłuższych trasach, gdzie brak zasięgu lub zakłócenia mogą oznaczać całkowitą dezorientację, warto mieć ją pod ręką.

To już nie tylko sugestia. To konieczność

Eksperci z branży bezpieczeństwa i infrastruktury nie mają wątpliwości – zakłócenia będą się nasilać. W sytuacji globalnych napięć, wojny informacyjnej i rozwoju technologii walki elektronicznej, GPS przestaje być bezpiecznym narzędziem nawigacyjnym. A jeżeli zawiedzie w samochodzie, może też zawieść w karetce, samolocie czy pociągu.

Dla kierowców oznacza to konieczność przygotowania się na nową rzeczywistość. Taką, w której technologia może zostać zmanipulowana, a najprostszym i najtańszym zabezpieczeniem staje się coś, co jeszcze niedawno kurzyło się na dnie schowka – składana, kolorowa mapa, która zawsze wie, gdzie jesteś.

Idź do oryginalnego materiału