Jan Miszczak: Jaka piękna przegrana!

1 dzień temu
Jan Miszczak (Fot. Archiwum)

To zabrzmi trochę jak bajka. W Szczecinie do zbiornika przeciwpożarowego wpadł pies i niechybnie by się utopił, gdyby nie drugi czworonóg, który chcąc pomóc tonącemu krewniakowi zaczął głośno ujadać, wzywając pomocy, dzięki czemu na miejsce przybyli strażacy i uratowali nieszczęśnika. Czynnie pomagała im w tym owa mądra psina, choć wydawało się, iż zwierzaki się nie znają, a ponadto są całkiem inne. Tonący miał czarne umaszczenie, a ratujący białe.

Z kolei w Krakowie podobne szczęście w nieszczęściu spotkało pewną kawkę, która zaplątała się w siatkę wystającą z przewodu wentylacyjnego. Mając uwięzione nogi machała skrzydłami, nie mogąc się uwolnić. I wtedy pojawił się nad nią jakiś zupełnie inny ptak, który tak usilnie próbował pomóc obcej mu kawce, iż jego desperację zauważyli ludzie, wezwali odpowiednie ekipy i te uwolniły skrzydlatą bidulę.

Zapytacie, co mi przyszło do głowy, iż piszę o zwierzętach, zamiast o wszechobecnej polityce? Odpowiedź jest prosta. Po tej powodzi wiadomości, którymi w kampanii prezydenckiej katowano nas miesiącami, pojawienie się takich bajkowych opowieści to miód na serce. Ponadto podanie informacji o mądrych zwierzętach, a nie o naszych nastroszonych politykach, którzy nieustannie toczą z sobą wojny, wynikło prawdopodobnie także ze zwykłej potrzeby zestawienia dobra ze złem. Bo nagle wyobraziłem sobie, iż jakiś istotny polityk widzi innego polityka z konkurencyjnej partii, który np. pnie się na szczyt góry i półżywy prosi o szklankę wody. Czy przyszedłby mu z pomocą? Coś mi się wydaje, iż w swej obłudnej dobroci natychmiast podałby mu pełną szklankę. I to choćby nie wypełnioną zwykłą wodą, ale – tu niespodzianka – znamienitym trunkiem. Spragniony wypiłby to jednym haustem, po czym przestałby się wspinać, a zaczął staczać, zaś jego dobroczyńca miałby dużą szansę na to, by przy pomocy innych jeszcze tricków zająć jego miejsce i samemu wspiąć się na ten wyższy szczebel kariery. To przerażające, iż tak nieludzko różnimy się choćby od zwierząt.

Niemniej taki uogólniony pogląd byłby niezupełnie sprawiedliwy, bo oprócz polityków są także normalni ludzie i dlatego mamy też inny świeży przykład. Kiedy Iga Świątek na kortach Rolanda Garrosa zagrała wspaniały mecz (z wyjątkiem ostatniego seta) z będącą w wysokiej formie Aryną Sabalenką, z którą niestety przegrała, niemal z całego kraju popłynęły słowa wsparcia, pocieszenia i docenienia kunsztu naszej wspaniałej tenisistki. W radiu i telewizji, a także na ulicach słyszało się, iż Iga nie raz jeszcze będzie triumfatorką najważniejszych zawodów, gdyż jest znakomita i ambitna.

Czy słyszeliście takie słowa dajmy na to o Rafale Trzaskowskim po jego minimalnej przegranej z Karolem Nawrockim? Politycy wręcz prześcigali się w impertynencjach i złośliwościach. Aż chciałoby się tu krzyknąć: – Politycy, uczcie się nie tylko od „zwykłych rodaków”, którzy choćby przy fatalnych porażkach naszych sportowców potrafią zaśpiewać „Polacy nic się nie stało!”, ale także od tego białego pieska, czy skrzydlatego wybawcy obcej mu kawki.

To strasznie, co tutaj wypisuję, więc na koniec szukałem jakiejś puenty do tego felietonu i znalazłem cytat z książki „Wilk” Marka Hłaski: „Można przegrać lub wygrać, ale nie można, do cholery, rezygnować”.

Zresztą Sabalenka też przegrała w finale z Coco Gauff. I co? Pewnie następnym razem wygra. Ale ci wiecznie wojujący politycy, którzy dewastują nasz kraj, prędzej czy później przegrają. I to jak jasna cholera!

Idź do oryginalnego materiału