Emma Kulig zdobyła najwięcej punktów w niedawno rozstrzygniętym sportowym plebiscycie „Głosu Ziemi Cieszyńskiej”, w kategorii największa sportowa nadzieja regionu. O ambitnej łyżwiarce figurowej oraz o blaskach i cieniach wychowywania młodej sportsmenki red. Michał Cichy rozmawia z jej mamą, Darią Kulig.
– Kim jest Emma?
– Emma ma 10 lat, mieszka w Jaworzu i chodzi do Szkoły Podstawowej nr 1 w Cieszynie. W Cieszynie jest też klub, w którym trenuje od samego początku swojej kariery w łyżwiarstwie figurowym, czyli KS Cieszyn.
– Kto jest jej trenerem?
– Jest ich kilku, ale głównym trenerem jest Lukáš Rakowski. Od samego początku, czyli od pięciu lat, to on się nią opiekuje.
– Czyli Emma miała pięć lat, gdy stawiała pierwsze kroki na lodzie. To norma w tym sporcie?
– W Polsce dzieci zwykle zaczynają swoją sportową przygodę w wieku czterech lub pięciu lat – tak wynika z moich obserwacji oraz rozmów z innymi rodzicami. Na świecie często zaczyna się jeszcze wcześniej, choćby w wieku dwóch czy trzech lat.
– Wcześnie…
– Emma swoją przygodę ze sportem rozpoczęła od narciarstwa. Od drugiego do piątego roku życia intensywnie trenowała narciarstwo zjazdowe, regularnie startując w zawodach. Radziła sobie świetnie, jednak z uwagi na brak śnieżnych zim w Polsce i konieczność częstych wyjazdów do Włoch czy Austrii, postanowiliśmy poszukać innej dyscypliny. Zabrałam Emmę na łyżwy i okazało się to strzałem w dziesiątkę. W naszym klubie w Cieszynie organizowano fantastyczne zajęcia dla najmłodszych. Była zachwycona i z ogromnym entuzjazmem chciała kontynuować treningi.
– Rozumiem, iż był to jej dosyć świadomy wybór?
– W pewnym momencie tak – cieszyła się, iż idzie na trening. Na początku traktowała to bardziej jako zabawę, ale już po miesiącu otrzymałam informację z klubu, iż Emma kwalifikuje się do dołączenia jako zawodniczka i czy chciałybyśmy skorzystać z tej możliwości. Niestety był to rok pandemii, więc lodowiska zostały zamknięte. Później pojawiła się szansa na powrót do klubu, jednak wymagało to wykonania testów na Covid-19, co wiązało się z kosztami. Musiałyśmy podjąć decyzję – czy się na to decydujemy, czy nie. Rozmawiałyśmy jak mama z pięciolatką, a Emma zdecydowanie powiedziała „tak”. Od tego czasu bardzo dużo pracuje także w domu – rozciąga się, ćwiczy piruety i skoki. Oprócz regularnych treningów, poświęca czas na dodatkowe ćwiczenia w domu.
– Sportowiec od kołyski. Rodzice są lub byli sportowcami?
– Żyjemy sportowo i aktywnie, jeździmy na nartach, pływamy, chodzimy dużo po górach, ale zawodowo żadne z nas nie uprawiało sportu.
– Treningi na lodzie realizowane są od października do marca, prawda?
– Z tym jest bardzo duży problem w Cieszynie. Lodowisko jest czynne od połowy października do końca marca. Później musimy szukać lodu gdzieś indziej. To jest bardzo problematyczne, gdyż aby być na poziomie światowego łyżwiarstwa figurowego, dziecko powinno trenować minimum 10 miesięcy w roku na lodzie. W lecie musimy więc wyjeżdżać. Głównie są to Czechy i Słowacja, w tym roku jedziemy również do Włoch. Treningi w tych krajach, choćby w Czechach i na Słowacji, są jednak dużo droższe niż u nas.
– Łyżwiarstwo to coś, co Emma traktuje poważnie i przyszłościowo? Oczywiście na tyle, na ile może to robić 10-latka?
– Emma ma ogromną pasję do jazdy na łyżwach. To coś, co sprawia jej prawdziwą radość. Jest już na bardzo wysokim poziomie, a jej treningi coraz bardziej przypominają profesjonalny sport. Mimo to przez cały czas czerpie z tego ogromną przyjemność, a każda chwila na lodzie jest dla niej źródłem szczęścia. Z entuzjazmem podchodzi do każdego treningu, a jej trener, pan Łukasz, jest dla niej prawdziwym wzorem do naśladowania. Marzy o tym, by w przyszłości także zostać trenerem. Co więcej, cel, który początkowo zaproponowałam – mistrzostwo świata, a potem igrzyska olimpijskie – stał się również jej własnym marzeniem. Ma moje pełne wsparcie, ale jej sukcesy to przede wszystkim wynik jej własnej determinacji i miłości do tego sportu. Nie da się nikogo zmusić do treningów i osiągania wyników – to musi płynąć z serca. A ona naprawdę kocha łyżwiarstwo. Wierzę, iż możemy mieć wielkie nadzieje i iż Emma może zostać pierwszą Polką, która sięgnie po olimpijskie złoto.
– Które osiągnięcia dostarczyły Wam dotąd najwięcej radości?
– Największą euforią są wygrane na zawodach. To jest zawsze fajnie być określonym jako ten najlepszy. To jednak jest dyscyplina, na którą składa się wiele elementów i nie zawsze można być na pierwszym miejscu. Niemniej jednak, Emma zdobyła do tej pory dwa mistrzostwa Polski, plus w tym roku brązowy medal, z czego jesteśmy bardzo dumni. Przy pierwszym skoku bardzo boleśnie uderzyła głową o lód, mimo to wstała i pozostałe elementy zaliczyła na możliwie dla siebie najwyższym poziomie, co pozwoliło zająć miejsce na podium, choć konkurencja była bardzo mocna. To pokazuje, iż bardzo dobrze pracuje i się rozwija.
– Ma swoje ulubione figury czy konkurencje?
– Emma generalnie jest wychowana od samego początku w atmosferze zawodów. Dosłownie na swoich trzecich urodzinach była na pierwszych zawodach i nie zna niczego innego. Niejednokrotnie na treningu aż tyle z siebie nie daje jak właśnie na zawodach. Natomiast potrafi się spiąć, potrafi być bardzo zmotywowana i najchętniej jeździ na zawody. Poza tym lubi piruety, jest w nich bardzo dobra. Skoki też są ważne, ale niektóre sprawiają więcej trudności. Mówi „Mama, ja tego nie lubię”, a za chwilę się go uczy i jest to jej ulubiony skok od tego momentu. Teraz pracuje nad podwójnym akslem i już jest bardzo blisko, cieszy się z coraz lepszych efektów tego ćwiczenia.
– Wnioskuję z tego, iż Emma dobrze sobie radzi z presją?
– W jej głowie nie siedzę, ale myślę, iż jakaś tam presja jest, iż jednak świat widzi jej poczynania. Bywamy na zawodach w Polsce, bywamy też za granicą. Na przykład w tym roku byliśmy w Budapeszcie, żeby zobaczyć na jakim poziomie są inne dzieci. Emma widzi, iż dziewczynka w jej wieku ma taki i taki skok. I o ile jeszcze w zeszłym roku nie robiło to na niej wrażenia, tak w tym roku już widzi, iż po prostu trzeba troszeczkę mocniej przycisnąć i się zmotywować, bo ktoś jest troszeczkę bardziej do przodu. Więc tę presję już widzę, ale działa ona na nią pozytywnie i mam nadzieję, iż tak pozostanie.
– Nie wątpię, iż rozwijająca się, młoda łyżwiarka w domu to duże wyzwanie i wysiłek dla rodziców.
– Tak, przede wszystkim wysiłek finansowy jest olbrzymi. Jakbym miała szacować kwotę, to myślę iż jest to 70 tys. zł na rok, a najdroższy jest sezon letni. Dlatego gdzie tylko mogę, wysyłam listy z prośbami o sponsoring, zbieramy 1,5 proc. podatku, robimy zrzutki co jakiś czas, bo obciążenie jest niesamowite. Na szczęście wspiera nas cała rodzina, babcie, dziadkowie, wujkowie, ciocie, więc dajemy radę na razie, ale jest ciężko. To też 100 proc. czasu poświęcone tylko temu. Wszystkie urlopy, jakie mamy, przeznaczamy na to, żeby pojechać z Emmą na obozy. Teraz się szykujemy na bardzo długi pobyt we Włoszech. Wymieniamy się z mężem, najpierw jedno bierze urlop, później drugie. Babcie prosimy o opiekę, żeby tylko ona mogła cały czas trenować i być na wyjazdach, szukać tego lodu. Jest to 100-procentowe poświęcenie całej rodziny, ale mamy bardzo dużą wiarę w to, iż to wszystko zaprocentuje, a Emma osiągnie coś na arenie międzynarodowej nie tylko w Polsce i pokaże, iż nie trzeba kupować zawodników z zagranicy, iż można u nas w kraju wytrenować dobrego zawodnika i iż będzie mogła godnie Polskę reprezentować.
– W jakim wieku łyżwiarki figurowe osiągają szczyt kariery?
– Łyżwiarstwo figurowe jest przede wszystkim dla młodych ludzi. Po osiągnięciu 17. roku życia można wejść do grupy seniorów, a od 13. roku można być juniorem i tutaj ja bym pierwszą granicę zakreśliła. Od 13. roku życia, o ile Emma się dostanie do kadry Polski, będzie mogła ją reprezentować w międzynarodowych zawodach. Później, jako seniorka, na tyle, na ile zdrowie jej pozwoli. To już będzie jej decyzja, kiedy będzie chciała zaprzestać kariery, ale choćby w zeszłym roku mistrzostwa Europy wygrała 25-latka, więc naprawdę, jak ktoś chce, może trochę potrenować.
– Wasze plany na przyszły sezon prawdopodobnie są już znane.
– W Polsce najważniejsze zawody szykują się na sam koniec sezonu, mistrzostwa Polski, najbardziej wyczekiwane przez wszystkich. Niemniej jednak w trakcie sezonu realizowane są też inne fajne zawody międzynarodowe, które organizuje kilka miast. Jeździmy do Łodzi, Warszawy, Katowic, a choćby w tym sezonie mamy jeszcze fajne zawody międzynarodowe w Krakowie. Te zawody są wyjątkowe, ponieważ sędziują na nich licencjonowani arbitrzy międzynarodowi, często pochodzący z innych krajów. Dzięki temu ocena występów może różnić się od tej stosowanej na krajowych zawodach. Zagraniczni sędziowie mają świeże spojrzenie na polskich zawodników, ponieważ widzą ich występy po raz pierwszy. W Polsce liczba sędziów jest ograniczona, co sprawia, iż często znają oni zawodników, ich układy oraz styl jazdy.