Zamknięcie mostu Grunwaldzkiego miało spowodować utrudnienia. Ale to, co dzieje się na Kalwaryjskiej, zaczyna przypominać drogowy eksperyment bez planu awaryjnego. Na jednej z najwęższych ulic prowadzących do centrum miasta stłoczono wszystko: samochody, autobusy i aż sześć linii tramwajowych. Efekt? Kalwaryjska zaczyna się blokowa ć już na rondzie Matecznego – i to w obu kierunkach.
Na objazd przez Kalwaryjską skierowano tramwaje linii 8, 10, 18, 22, 52 i 72. Do tego dochodzą regularne kursy autobusów, prywatne samochody i wzmożony ruch pieszy. Na niektórych odcinkach tramwaje muszą dzielić torowisko z samochodami, co oznacza jedno – opóźnienia, przestoje i chaos. W szczycie porannym i popołudniowym pojazdy komunikacji miejskiej tracą choćby kilkanaście minut na jednym odcinku.
Problemem nie jest tylko liczba linii. Kalwaryjska to ulica z ograniczoną przepustowością, z wąskimi chodnikami i ograniczoną widocznością na wielu skrzyżowaniach. – Nie da się tego upchnąć – komentuje jeden z motorniczych. – Tramwaje muszą czekać na siebie nawzajem, na samochody, a czasem choćby na pieszych, bo inaczej nie przejadą bezpiecznie.
Urzędnicy na razie nie planują zmian. Policja manualnie kieruje ruchem, a miasto tłumaczy, iż musi najpierw „zebrać dane”. Tymczasem dane zbierają się same – w formie korekty rozkładów, sfrustrowanych pasażerów i tramwajów stojących w korkach.
Zamiast priorytetu dla komunikacji zbiorowej, mamy kompromis, w którym nikt nie wygrywa. jeżeli nic się nie zmieni, Kalwaryjska przestanie pełnić funkcję objazdu. Po prostu stanie.