Intensywne opady nad Opolszczyzną. Służby w gotowości, sytuacja pod kontrolą

opowiecie.info 2 godzin temu

Front burzowy, który przeszedł nad województwem opolskim w ostatnich dniach, przyniósł gwałtowne opady deszczu i lokalne podtopienia. W wielu miejscach interweniowali strażacy – głównie w powiecie nyskim i prudnickim. Najwięcej zgłoszeń dotyczyło zalanych dróg, piwnic oraz uszkodzonych wałów.

W Głuchołazach i okolicach rzeka Biała Głuchołaska przekroczyła stan ostrzegawczy. W miejscowości Kałków doszło do przerwania fragmentu wału – zalana została droga powiatowa i sąsiednie pola. Podobna sytuacja miała miejsce w rejonie Złotego Potoku w Jarnołtówku. Służby na bieżąco umacniały wały i rozstawiały worki z piaskiem w miejscach zagrożenia.

Zalania odnotowano również w Prudniku, gdzie mimo stabilnego poziomu rzeki Prudnik (poniżej stanu ostrzegawczego), ogłoszono pogotowie przeciwpowodziowe jako środek ostrożności.

Wojewoda opolska Monika Jurek odwiedziła osobiście Głuchołazy, by wspólnie z przedstawicielami Państwowej Straży Pożarnej oraz Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego monitorować sytuację na miejscu i rozmawiać z lokalnymi władzami. – Wszystkie działania są skoordynowane, a sytuacja znajduje się pod kontrolą – podkreśliła wojewoda.

Na bieżąco pracuje także Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego, który zebrał się w formie wideokonferencji pod przewodnictwem ministra spraw wewnętrznych Marcina Kierwińskiego. Omawiane są działania prewencyjne i reagowanie w przypadku dalszego pogorszenia pogody.

Zarządcy zbiorników retencyjnych zapewniają, iż są dobrze przygotowani na przyjęcie nadmiaru wód opadowych – zbiorniki w Turawie, Nysie i Otmuchowie dysponują znacznymi rezerwami.

Służby apelują do mieszkańców o ostrożność oraz śledzenie komunikatów pogodowych i ostrzeżeń hydrologicznych. Sytuacja na rzekach jest stale monitorowana.

Znowu woda. Znowu błoto, hektolitry deszczu, podtopione posesje i reporterskie relacje z poziomu rowu melioracyjnego. Kiedy leje na południu Polski, zwłaszcza na Opolszczyźnie, Dolnym Śląsku czy w Beskidach – wszyscy pytają: „Dlaczego znowu?” A odpowiedź, choć niepopularna i pozbawiona sensacji, jest banalna: bo tak po prostu działa geografia, klimat i grawitacja.

Nie da się wymazać gór z mapy, choć niektórzy politycy pewnie chętnie by spróbowali – zrównaliby Sudety ze strategią, a Wisłę z planami rozwoju. A jednak – deszcz w górach nie spada pionowo w ziemię i nie znika jak w kreskówce. On spływa. I to spływa z przytupem – do rzek, do dolin, do ludzi. Do nas.

W ostatnich latach pogoda coraz częściej nie pyta o pozwolenie. Ulewy są gwałtowne, punktowe i nagłe, a systemy odwodnienia z PRL-u nie są przygotowane na takie spektakle. choćby jeżeli aktualny rząd działa gwałtownie – to, co miało powstawać dekadami, nie stanie się z dnia na dzień. Przeciwnie – przez lata zaniedbywane wały, wybetonowane potoki i zabudowywane strefy zalewowe dziś mszczą się z przyzwoitą regularnością. Zatem tak – powodzie będą się zdarzać. Na południu, bo to południe. W dolinach, bo taka ich rola. I w Opolskiem, bo mamy rzeki, góry, pagóry i klimat nieomal monsunowy w pakiecie. Usprawiedliwiać? Nie trzeba. Trzeba zrozumieć. A potem wymagać – nie cudów, tylko realnej, długofalowej adaptacji. Tamy, wały, mała retencja, zieleń, rezygnacja z idiotycznej zabudowy stref zagrożonych – to nie brzmi jak z nagłówka tabloidu, ale to właśnie robi różnicę.

Można oczywiście pokrzyczeć na chmury. Ale chmury mają to do siebie, iż ich nie obchodzi, kto jest ministrem infrastruktury. Woda znajdzie swoją drogę. Pytanie, czy my wreszcie znajdziemy swoją – rozsądną i na wyższym poziomie niż stan alarmowy.

Fot. CMZJMZ, UWWO

Idź do oryginalnego materiału