Cła na granicy, stres na weselu

bejsment.com 6 godzin temu

Miłość ponoć nie zna granic, ale cła – jak najbardziej. A te między Kanadą a Stanami Zjednoczonymi coraz śmielej wchodzą na… wesele. Sezon ślubny w pełni, ale zanim panna młoda powie „tak”, musi zmierzyć się z pytaniem o coś ważniejszego niż kolor serwetek: „czy cło dolicza się do welonu?”

Julianne Young, konsultantka ślubna z Calgary, radzi parom, by planując budżet, nieco go rozciągnęły.

— Rzeczy sprowadzane z zagranicy, jak suknie czy kwiaty, bywają dzisiaj jak krewni z daleka – kosztowne i nie zawsze na czas — mówi z uśmiechem. Dodatkowe opłaty mogą być niezauważalne przy jednej sztuce, ale bolesne, gdy mnożymy przez sto gości i dwa bukiety.

Theresa Lewis, właścicielka Blissful Bridal, przyznaje, iż część sukienek podrożała, ale dzięki temu, iż część dostawców przeniosła swoje magazyny na kanadyjską stronę, „nie każda suknia niesie ze sobą bagaż celny”. Jak się okazuje, nie wszystkie ślubne dramaty dotyczą zdradzających panów młodych – niektóre dotyczą logistyki.

Nieco mniej zabawnie robi się w kuchni weselnej. Adam Asker, właściciel firmy cateringowej, notuje wzrost cen kurczaka, alkoholu i środków czystości.

— Ale co mamy zrobić? Nie zaserwujemy gościom klusek z paragonów — żartuje. — Trzymamy ceny, bo wiemy, iż dla par młodych i tak wszystko jest już wystarczająco stresujące.

Dlatego eksperci zalecają jedno: decyzje ślubne podejmuj z wyprzedzeniem.

— jeżeli zakochasz się w sukni, nie zwlekaj. Nie wiesz, czy za dwa miesiące nie będzie objęta opłatą klimatyczno-logistyczną — śmieje się Lewis. I dodaje: — Zakupy sześć miesięcy przed ślubem to dziś nie przezorność, to przetrwanie.

Cła nie popsują miłości, ale mogą wywindować koszty zaproszeń, dekoracji i kurczaka z rozmarynem. A więc: kochajcie się, ale liczcie dolary. Zwłaszcza te importowane.

Na podst. Canadian Press

Idź do oryginalnego materiału