Lata 90. XX wieku były czasem, kiedy niezależna scena pomału nabierała rozpędu. Z jednej strony skończył się monopol kilku państwowych wydawców, a z drugiej warunki zaczęły dyktować międzynarodowe koncerny płytowe. Gdzieś pomiędzy próbowali odnaleźć się muzycy, którzy stawiali na alternatywne brzmienia oraz kładli nacisk na własne decyzje w sprawach stylistyki czy promocji. Na krakowskiej scenie pojawił się ZOOid, grający rocka, zainspirowanego sceną Seattle, a równocześnie brzmieniami soundtracków do filmów Davida Lyncha.