W Polskę uderzy piekielny kryzys. Rozpęta się prawdziwy dramat. Jest gorzej niż myśleli eksperci

3 godzin temu

Polska ma dziś problem, który dotyczy każdego z nas. To nie jest wykres dla ekspertów, ale rachunek dla Ciebie: niższa emerytura, droższe składki, dłuższa praca i dłuższe kolejki do lekarza. Sprawdzamy liczby, scenariusze i realne konsekwencje – od Twojej pensji po ceny mieszkań.

Fot. Warszawa w Pigułce

W Polsce rodzi się dziś dwukrotnie za mało dzieci, by utrzymać obecną liczbę mieszkańców. Jak podaje RP.pl na podstawie danych Birth Gauge, współczynnik dzietności w 2025 r. spadł do 1,03 – to światowe dno. jeżeli trend się utrzyma, populacja może osunąć się do 10 mln do końca wieku, a system emerytalny – przy niezmienionych zasadach – nie wytrzyma presji już w ciągu 10–15 lat.

W I półroczu 2025 r. urodziło się tylko 115,5 tys. dzieci, o ponad 10 tys. mniej niż rok wcześniej. To gorzej niż zakładali eksperci. Dziś rodzi się ok. 630 dzieci dziennie; dekadę temu było to ponad 1 000. Za tymi liczbami stoi kryzys, którego skutki odczuje każdy – w portfelu, w pracy i w kolejce do lekarza.

Najgorsze dane w powojennej historii Polski

Portal RP.pl informuje, iż zgodnie z danymi serwisu Birth Gauge współczynnik dzietności może wynieść w 2025 roku zaledwie 1,03. To oznacza, iż statystyczna kobieta w całym życiu urodzi średnio jedno dziecko. Dla porównania – do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba 2,1 dziecka na kobietę.

Główny Urząd Statystyczny potwierdził dramatyczne dane za 2024 rok. Współczynnik dzietności wyniósł 1,099 i był to najniższy odczyt w historii pomiarów. Jeszcze w 1990 roku wynosił 1,991 – niemal dwukrotnie więcej niż dziś.

Spadek następuje z roku na rok. W 2017 roku dzietność wynosiła 1,45, w 2021 roku już tylko 1,32, w 2023 roku 1,16, w 2024 roku 1,10, a szacunki na 2025 rok wskazują na katastrofalny poziom 1,03.

Według danych OECD Polska zajmuje trzecie miejsce od końca pod względem dzietności na świecie, wyprzedzając jedynie Chile i Koreę Południową. W Europie gorzej jest tylko na Litwie (1,0) i w Estonii (1,09).

Epidemia samotności dotyka młodych Polaków

Portal Obserwator Gospodarczy wskazuje na głębsze przyczyny kryzysu. Demograf Mateusz Łakomy zauważa, iż malejąca liczba par żyjących w stałych związkach może być kluczowym czynnikiem spadku dzietności. Z danych wynika, iż już w 2019 roku około 40 procent Polaków w wieku 20-39 lat nie pozostawało w żadnej relacji partnerskiej.

Średni wiek kobiet w momencie urodzenia pierwszego dziecka wzrósł z 22,7 lat w 1990 roku do 29,1 lat w 2024. To oznacza, iż coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo na później, a część w ogóle z niego rezygnuje.

Portal Money.pl cytuje raport „Stan młodych 2025” organizacji „Ważne sprawy”, który pokazuje alarmujące tendencje. Niemal 40 procent ankietowanych w wieku 18-29 lat stwierdziło, iż „nie lubi dzieci”. Na kolejnych miejscach znalazło się „nie chcę zmienić swojego stylu życia” (38 procent) oraz „mam poczucie, iż ciąża w Polsce może być czymś niebezpiecznym” (27 procent). Kwestie materialne wskazało jedynie 18 procent osób.

6,5 miliona Polaków zniknie do 2060 roku

Główny Urząd Statystyczny przewiduje, iż do 2060 roku populacja Polski spadnie z obecnych 37,4 miliona do 30,9 miliona mieszkańców. To oznacza utratę 6,5 miliona ludzi – więcej niż liczy pięć najmniejszych województw razem wziętych.

W niektórych województwach populacja skurczy się o ponad jedną czwartą. Największy spadek czeka województwo świętokrzyskie (-29 procent), lubelskie (-25,4 procent) i opolskie (-25,2 procent). Najwolniej będą się kurczyć Mazowsze i Pomorze.

Jeszcze bardziej dramatyczne są długoterminowe prognozy. Ekspert demograficzny Mateusz Łakomy ostrzega, iż przy utrzymaniu obecnych trendów do końca wieku populacja Polski może spaść do zaledwie 10 milionów mieszkańców. Portal Money.pl podaje, iż prognozy te oparte są na założeniu dzietności na poziomie 1,3. Utrzymanie się dzietności w okolicach 1,0 spowodowałoby jeszcze większy spadek.

Według GUS mediana wieku wzrośnie z obecnych 43,3 lat do ponad 50 lat w 2060 roku. Osoby w wieku 65+ będą stanowić około 32 procent populacji – dziś to 24 procent.

System emerytalny zawali się za 15 lat

Dramatyczne zmiany demograficzne oznaczają katastrofę dla systemu emerytalnego. GUS szacuje, iż w 2060 roku w wieku produkcyjnym będzie tylko 15 milionów osób wobec 21,7 miliona w 2025 roku. Jednocześnie liczba emerytów wzrośnie z 9 do 11 milionów.

Portal Obserwator Gospodarczy ostrzega, iż przy takich trendach już za 10-15 lat system emerytalny może stanąć przed niemożliwością wypłacania świadczeń w obecnej wysokości. Bez głębokich reform grozi scenariusz grecki – drastyczne cięcia emerytur lub ogromne pożyczki na ich finansowanie.

Obecnie współczynnik obciążenia demograficznego wynosi 72 osoby w wieku nieprodukcyjnym na 100 pracujących – w 2010 roku było to 55. Trend ten będzie się dramatycznie pogarszać.

Szczególnie dramatyczna sytuacja dotyczy nauczycieli. Portal Głos Nauczycielski informuje, iż średnia wieku nauczycieli w Polsce to już jedna z najwyższych w Europie – tylko 6 procent ma mniej niż 30 lat. Za kilka lat szkoły mogą zostać bez kadry.

Firmy już nie mają pracowników

Zmniejszająca się populacja oznacza coraz mniej pracowników na rynku. Już teraz pracodawcy skarżą się na niedobory kadr, szczególnie w branżach wymagających wykwalifikowanych specjalistów.

Problem pogłębia masowa emigracja młodych Polaków. Szacunki wskazują, iż za granicą może przebywać choćby 2-3 miliony Polaków w wieku produkcyjnym. To oznacza, iż rzeczywista liczba dostępnych pracowników pozostało mniejsza.

Kurczący się rynek pracy to również mniejsze wpływy do budżetu państwa. Mniej pracujących oznacza niższe dochody z podatków dochodowych i składek ZUS. Jednocześnie rosną wydatki na emerytury i służbę zdrowia dla starzejącego się społeczeństwa.

Rząd próbuje ratować sytuację – ale bez skutku

Polskie władze wprowadzają kolejne programy mające zachęcić do rodzicielstwa. Do programu „Rodzina 800+” dołączają inne inicjatywy jak „Mama 4+” czy ulgi podatkowe dla rodzin wielodzietnych.

Jednak eksperci są sceptyczni. choćby kraje o najbardziej hojnej polityce rodzinnej jak Francja czy Szwecja nie osiągają już współczynnika dzietności na poziomie 2,1. We Francji wynosi on 1,56, w Holandii 1,39.

Ministerstwo Finansów analizuje możliwość wprowadzenia ulg podatkowych dla młodych rodzin, rozszerzenia urlopów rodzicielskich czy zwiększenia dostępności żłobków. Jednak efekty takich działań widać dopiero po kilku latach.

Niektórzy eksperci postulują radykalne zmiany – od zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn po wprowadzenie „podatku od bezdzietności”. Takie rozwiązania budzą jednak kontrowersje i opór społeczny.

Co to oznacza dla ciebie?

Kryzys demograficzny to nie abstrakcyjny problem dla przyszłych pokoleń – jego skutki odczujesz już wkrótce. jeżeli masz dziś 30-40 lat, bardzo prawdopodobne, iż twoja emerytura będzie znacznie niższa niż obecnych emerytów. System może nie wytrzymać presji demograficznej i będziesz musiał pracować dłużej lub oszczędzać prywatnie na starość.

Emerytura może być o połowę niższa. Przy obecnym tempie zmian demograficznych wysokość przyszłych emerytur może spaść choćby o 50 procent w porównaniu do dzisiejszych świadczeń. To oznacza, iż emerytura z ZUS może wynosić zaledwie 1000-1500 złotych miesięcznie.

Praca do 70-75 lat może być koniecznością. W wielu krajach europejskich wiek emerytalny już przekroczył 67 lat i przez cały czas rośnie. Polska prawdopodobnie będzie musiała pójść tą samą drogą, aby system emerytalny przetrwał.

Składki ZUS będą drastycznie rosły. Im mniej pracujących, tym wyższe obciążenia na każdego z nich. Obecne składki ZUS mogą wzrosnąć choćby dwukrotnie w ciągu najbliższych 20 lat.

Jeśli prowadzisz firmę, przygotuj się na coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Już dziś w niektórych branżach brakuje rąk do pracy, a sytuacja będzie się tylko pogarszać. To może oznaczać wyższe koszty pracy i konieczność inwestycji w automatyzację.

Płace będą musiały rosnąć. Deficyt pracowników zmusi pracodawców do oferowania wyższych wynagrodzeń. Jednak wzrost płac może zostać pochłonięty przez inflację i wyższe podatki niezbędne do utrzymania systemu emerytalnego.

Nieruchomości potanieją, ale nie wszędzie

Praktycznie oznacza to, iż ceny nieruchomości w wielu regionach Polski mogą spadać z powodu zmniejszającego się popytu. Szczególnie dotknięte będą małe miasta i wsie, które mogą się dosłownie wyludnić.

Z drugiej strony, atrakcyjne lokalizacje jak Warszawa, Kraków czy Wrocław mogą zyskać. Młodzi ludzie będą się koncentrować w największych miastach, gdzie są miejsca pracy i lepsze perspektywy.

Mieszkania w blokach staną się mniej wartościowe niż domy jednorodzinne. Mniejsza liczba młodych rodzin oznacza mniejszy popyt na mieszkania, ale większy na domy z ogródkiem dla starszego pokolenia.

Finansowo warto już teraz zacząć oszczędzać na emeryturę prywatnie. III filar emerytalny (IKE, IKZE, PPE) może okazać się jedyną gwarancją godnego życia na starość. Nie licz na to, iż państwo zapewni ci wystarczające świadczenie.

Służba zdrowia będzie bardziej obciążona

Starzejące się społeczeństwo oznacza dramatyczny wzrost zapotrzebowania na opiekę medyczną. Liczba osób powyżej 65 roku życia wzrośnie z obecnych 9 milionów do 11 milionów w 2060 roku, podczas gdy liczba młodych spadnie.

Kolejki do specjalistów będą się wydłużać. Mniej lekarzy i pielęgniarek przy większej liczbie pacjentów seniorów oznacza jeszcze dłuższe oczekiwanie na wizytę.

Składka zdrowotna może wzrosnąć dwukrotnie. Aby sfinansować opiekę nad starzejącym się społeczeństwem, państwo będzie musiało drastycznie podnieść składki lub wprowadzić dodatkowe opłaty.

Prywatna opieka medyczna stanie się koniecznością. Publiczny system ochrony zdrowia może nie podołać rosnącym potrzebom, co zmusi Polaków do wykupywania prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych.

Inne kraje mają podobny problem – ale nikt nie znalazł rozwiązania

Kryzys demograficzny to nie tylko polski problem. Korea Południowa boryka się z jeszcze gorszą sytuacją – współczynnik dzietności spadł tam poniżej 1,0. W Chinach populacja zaczęła się kurczyć pierwszy raz od dekad.

W Rosji liczba pierwszoklasistów spadła w ciągu dwóch lat o 25 procent. Grecja zamyka szkoły z powodu braku dzieci. Niemcy rozważają masową imigrację jako sposób na uzupełnienie niedoborów demograficznych.

Jednak żaden kraj nie znalazł jeszcze skutecznego lekarstwa na kryzys dzietności. choćby Węgry, które wydają na politykę rodzinną 4 procent PKB, osiągają współczynnik dzietności na poziomie tylko 1,3.

Imigracja to jedyne rozwiązanie. Polska musiałaby przyjąć kilka milionów imigrantów, żeby skompensować ubytek naturalny. To jednak rodzi inne problemy społeczne i polityczne, które mogą okazać się niemożliwe do rozwiązania.

Psychologia młodych ludzi: dlaczego rezygnują z rodzicielstwa

Eksperci zwracają uwagę, iż decyzja o posiadaniu dzieci coraz rzadziej zależy wyłącznie od warunków materialnych. Coraz większe znaczenie mają czynniki psychologiczne i społeczne.

Badania pokazują, iż młodzi Polacy czują się coraz bardziej samotni. Rozpad tradycyjnych więzi rodzinnych, życie w dużych miastach i cyfrowa rzeczywistość sprawiają, iż wiele osób nie wchodzi w trwałe związki. Bez stabilnego partnerstwa trudniej myśleć o rodzicielstwie.

Na wybory wpływają też zmieniające się priorytety. Wielu młodych deklaruje, iż woli inwestować w rozwój osobisty, podróże i karierę. Dziecko postrzegane jest jako ograniczenie swobody, a czasem choćby zagrożenie dla zdrowia psychicznego.

Nie bez znaczenia są też lęki – zarówno związane z niepewnością ekonomiczną, jak i obawą przed odpowiedzialnością. Raporty wskazują, iż część młodych kobiet postrzega ciążę w Polsce jako ryzykowną, co dodatkowo zniechęca je do decyzji o macierzyństwie.

Te psychologiczne bariery sprawiają, iż problemu niskiej dzietności nie da się rozwiązać samymi transferami finansowymi. To zmiana kulturowa i mentalna, która będzie trudna do odwrócenia.

Perspektywa historyczna: od powojennego boomu do dzisiejszego kryzysu

W latach 50. i 60. Polska przeżywała prawdziwy wyż demograficzny. Powojenne odbudowywanie kraju, silna polityka prorodzinna i tradycyjny model rodziny sprawiły, iż rodziło się choćby ponad 700 tysięcy dzieci rocznie. To właśnie wtedy na świat przyszło pokolenie tzw. „baby boomers”, które do dziś stanowi istotną część społeczeństwa.

Zmiana przyszła w latach 80. – kryzys gospodarczy, niepewność polityczna i brak perspektyw sprawiły, iż liczba urodzeń zaczęła maleć. Jednak prawdziwe załamanie nastąpiło w latach 90., po transformacji ustrojowej. W 2003 roku Polska odnotowała najmniej urodzeń od końca II wojny światowej – zaledwie 351 tysięcy.

Krótki wzrost zanotowano po 2016 roku, gdy wprowadzono program 500+. W 2017 roku liczba urodzeń wzrosła do 402 tysięcy, co dawało nadzieję na trwały trend. gwałtownie jednak okazało się, iż to chwilowy efekt, a dzietność ponownie zaczęła spadać. Obecne dane są gorsze niż w kryzysowych latach 90., co pokazuje, iż Polska znalazła się w punkcie, którego nie znała nigdy wcześniej.

Czas się kończy – ostatnia szansa to obecne dwudziestolatki

Demografowie ostrzegają, iż czas na odwrócenie trendu się kończy. Kobiety w tej chwili w wieku 20 lat to już ostatnie pokolenie, które teoretycznie może odwrócić negatywny trend – ale musiałyby rodzić średnio po 3-4 dzieci każda. To mało prawdopodobne biorąc pod uwagę obecne realia społeczne i ekonomiczne. Portal Bankier cytuje ekspertów, według których zmniejszanie się populacji Polski to już proces nie do zatrzymania – można go co najwyżej spowolnić.

Automatyzacja może uratować gospodarkę. Alternatywą jest radykalna zmiana modelu gospodarczego – inwestycje w automatyzację, sztuczną inteligencję, robotykę. To może pozwolić utrzymać poziom życia pomimo malejącej populacji, ale wymaga ogromnych nakładów na edukację i modernizację.

Każdy rok zwłoki oznacza, iż odwrócenie negatywnych trendów staje się coraz trudniejsze. Demografia to jedyna dziedzina, gdzie skutki decyzji widać dopiero po 20-30 latach. To oznacza, iż jeżeli dziś nie nastąpi radykalna zmiana, konsekwencje będą odczuwalne przez kolejne pokolenia.

Idź do oryginalnego materiału