Brytyjski dziennik „Daily Mail” informuje, iż zagraniczni turyści wypoczywający na Wyspach Kanaryjskich są “przerażeni” trwającymi protestami lokalnych mieszkańców, którzy sprzeciwiają się obecnej skali turystyki. Chociaż nie doszło do żadnych aktów przemocy, wiele osób zdecydowało się pozostać w hotelach lub wynajętych mieszkaniach, obawiając się tłumów i niepewnej atmosfery.
W ostatni weekend setki mieszkańców archipelagu wyszły na ulice, wyrażając sprzeciw wobec obecnego modelu turystyki masowej. Frustracja z tego powodu narasta również w innych częściach Hiszpanii. Według relacji „Daily Mail”, atmosfera była na tyle napięta, iż część turystów nie opuszczała swoich lokali noclegowych.
Jedna z protestujących kobiet tłumaczyła, iż problemem nie są indywidualni odwiedzający, ale skala zjawiska i jego skutki:
„Teneryfa przyjmuje więcej turystów niż cała Brazylia. Nie mamy przestrzeni do życia. Przeszkadzają nam ci, którzy ignorują przepisy, śmiecą, niszczą środowisko. To nie do zaakceptowania”.
Mieszkańcy skarżą się także na pogarszającą się jakość życia:
„Plaże są zanieczyszczone, toalety pozamykane z powodu skażenia. Od ubiegłorocznych protestów nic się nie zmieniło, a turystów tylko przybyło”.
Inna osoba dodaje: „Dojazdy są koszmarem – droga, która zwykle zajmuje kwadrans, teraz trwa godzinę. Airbnb wyparło lokalny rynek najmu, nie możemy znaleźć mieszkań”.
Problem dotyczy nie tylko Wysp Kanaryjskich – podobne protesty odbyły się w Barcelonie. W popularnym Parku Güell zebrali się przeciwnicy prywatyzacji przestrzeni publicznych. Organizacja Recuperem el Park Güell domaga się ograniczeń dla turystyki masowej.
„Straciliśmy kontrolę nad naszą dzielnicą – mówi rzeczniczka Marta Molas – To miejsce stało się atrakcją turystyczną, a nie przestrzenią dla mieszkańców”.
Mieszkańcy podkreślają, iż nie sprzeciwiają się samym turystom, ale systemowi, który faworyzuje zyski nad dobrostanem lokalnej społeczności.
This page imported from Bejsment