Szlaban na granicy naraził przedsiębiorców na straty

slowopodlasia.pl 1 tydzień temu
- Zamknięcie granicy wywróciło transportowe biznesy do góry nogami. Ciężarówki nie mogły wrócić do kraju. Rząd prawdopodobnie źle oszacował sytuację i nie przewidział, iż po tamtej stronie może utknąć 1400 ciężarówek i 1500 naczep, bez możliwości powrotu inną drogą niż przez Koroszczyn. Wynika to z rozporządzeń obowiązujących na Białorusi, które zakazują tranzytu polskich naczep i ciężarówek. Możemy tam wjechać jedynie do strefy buforowej znajdującej się w promieniu 50 km, od tzw. składów celnych, aby towar przeładować lub przepiąć na inne naczepy, ale już niepolskie - mówi Marcin Potapczuk z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Białej Podlaskiej, współwłaściciel firmy PDP Logistics. Znaczące stratyKolejny problem dotyczył kierowców. - Pracownicy nie mogli wrócić do Polski, a tym samym do pracy i do swoich domów na obowiązkowy odpoczynek - wskazuje Marcin Potapczuk.Ogromnym ciosem było także zamknięcie terminala kolejowego. - To dramat nie tylko dla terminali i spedycji, ale również dla przewoźników z naszego regionu, którzy zajmują się transportem kontenerów. Byliśmy zmuszeni podejmować szybkie decyzje, aby część towarów przekierować przez Litwę i Łotwę do Rosji, przez litewskie ciężarówki, których nie obowiązuje strefa buforowa. To wydłużało czas i trasę dostaw - zauważa Marcin Potapczuk.W tej sytuacji zaczęły pojawiać się oferty od firm litewskich. - Proponowali, iż zawiozą ładunki, np. z Białej Podlaskiej do Brześcia, za 5000 euro, mimo iż to zaledwie 50 km. Czasem byliśmy zmuszeni zapłacić takie kwoty, bo klienci nie chcieli dopłacać do transportu. Twierdzili, iż to nasz problem, skoro granicę zamknął polski rząd, a my mamy obowiązek dostarczyć towar zgodnie z umowami i kontraktami - mówi Marcin Potapczuk.Firmy poniosły ogromne straty. - Pierwsze to przestój aut uwięzionych w Brześciu. Kolejne - przestoje ciężarówek stojących w bazach w Polsce, bo kierowcy nie mogli wrócić do pracy. Część mogła wracać przez Litwę, ale gwałtownie zabrakło tam biletów na autobusy. Do tej pory kierowcy przejeżdżali do Białej Podlaskiej przez Terespol za 10 euro. Przez Litwę kosztowało to już wielokrotnie więcej - niektórzy przedsiębiorcy proponowali przewiezienie kierowców za 500 euro - przekazuje Marcin Potapczuk.Do tego dochodził przestój firm obsługujących transport kontenerowy. - Auta nie jeździły, terminale stały. Koszty terminali kolejowych były olbrzymie - lokomotywy, które przewoźnicy mają wynajęte lub w leasingu, generowały wydatki liczone w dziesiątkach tysięcy euro. Przestój jednego samochodu to koszt około 450 euro za dobę - wylicza Marcin Potapczuk.Decyzja podjęta zbyt nagle?Takie straty ponieśli przedsiębiorcy z naszego regionu w pierwszych dniach po zamknięciu granicy, ale to nie jedyny problem. - przez cały czas nie została uporządkowana sprawa kolejki elektronicznej w Koroszczynie. Wiem, iż prowadzone są prace w tym kierunku, ale wszystko dzieje się zbyt wolno. Potrzebujemy porządku na granicy natychmiast, ponieważ znów pojawiły się kolejki i objeżdżanie ich przez kierowców - zauważa Marcin Potapczuk.Dodaje, iż wprowadzenie kolejki elektronicznej rozwiązałoby problem. Każdy wiedziałby, kiedy ma przyjechać na granicę. Nie byłoby wtedy zatorów, a kierowcy mogliby czekać na swoich bazach. O wyznaczonej godzinie i dacie stawialiby się do odprawy – tak jak powinno to wyglądać w cywilizowanym kraju europejskim. Porządek w tej sprawie trzeba zrobić jak najszybciej, bo to ogromny problem dla naszego regionu, miasta i okolicznych gmin - mówi Marcin Potapczuk.Granica jest już otwarta zarówno dla samochodów, jak i dla połączeń kolejowych towarowych. - Pierwsze wagony z ładunkami zaczęły wjeżdżać, jednak trzeba zaznaczyć, iż wiele towarów zostało wcześniej przekierowanych, dlatego straty są wymierne. Szacuję, iż przez czas przestoju, utrzymanie 50 osób, plus koszty wynikające z utraconych korzyści i z utrzymania bocznicy, wynoszą około miliona złotych - mówi Piotr Horeglad z firmy Grupa Horeglad.Problemem było to, iż decyzja o zamknięciu granicy, jak mówią zainteresowani, została podjęta ad hoc, z dnia na dzień. - Gdyby przedsiębiorcy, tacy jak my, prowadzący terminale, zostali wcześniej poinformowani o możliwym zamknięciu, moglibyśmy się do tego przygotować. Na przykład nie puszczać przedpłat na towary z Białorusi, które kupujemy na zasadzie przedpłaty. W sytuacji, gdyby granica nie została otwarta, poza realnie poniesionymi stratami pojawiłyby się dodatkowe, związane z zapłaceniem za towar, który nigdy by do nas nie dotarł - wskazuje Piotr Horeglad.Jego zdaniem, w przyszłości skutki podobnych sytuacji można minimalizować poprzez wcześniejsze poinformowanie przedsiębiorców. - jeżeli wprowadzane są takie zmiany, to równolegle powinno pojawić się rozporządzenie określające, w jaki sposób przedsiębiorcy operujący na ścianie wschodniej, których przychód w całości zależy od otwartej granicy i wymiany towarowej, mogą uzyskać rekompensaty. Powinni zostać zapewnieni, iż skoro decyzja jest niezależna od nich, mają prawo ubiegać się o odszkodowania w stosownych organach - zauważa Piotr Horeglad.Granica została zamknięta bez wyznaczonej daty otwarcia. - jeżeli jest to kwestia bezpieczeństwa państwa, takie decyzje trzeba podejmować, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ale równolegle do takich decyzji powinny iść rozporządzenia regulujące formę pokrycia strat dla przedsiębiorstw takich jak nasze - mówi Piotr Horeglad z firmy Grupa Horeglad.Trudny czas dla przedsiębiorców- Dzięki temu, iż zamknięcie granicy trwało dwa tygodnie, można powiedzieć, iż stosunkowo krótko, choć i tak było to dla nas bardzo dużo. Patrząc na sytuację w Kuźnicy i Bobrownikach, cieszymy się, iż tutaj było to tylko dwa tygodnie - mówi Renata Kozioł prezes Bialskopodlaskiej Izby Gospodarczej.Straty są ogromne. - Przez ten okres nie zarabialiśmy, a musieliśmy ponosić koszty - opłaty za energię, za ZUS, za pracowników. Dokładne straty będą znane po zamknięciu miesiąca, tak jak zapowiedział wojewoda. Dzięki temu, iż zamknięcie trwało krótko, myślę, iż jakoś z tego wybrniemy. Pytanie tylko, czy szlaki transportowe, które zostały przeniesione, powrócą. o ile chodzi o przedsiębiorstwo, którym zarządzam - Polskie Konsorcjum Gospodarcze w Koroszczynie - liczymy, iż transport wróci właśnie tutaj, ponieważ jest to najkrótsza droga - przekazuje Renata Kozioł.Zauważa, iż jeżeli w przyszłości miałoby dojść do podobnych sytuacji, na pewno trzeba dać firmom czas na przygotowanie się. - Kolejne zamknięcie dla mojej firmy oznaczałoby utratę przychodów, a dla przedsiębiorstw transportowych konieczność szukania innych rozwiązań. Jednak, gdy wszystkie przejścia z Białorusią są zamknięte, jest to bardzo trudne. Nie potrafię wskazać rozwiązania, ale na pewno nie można tego robić nagle. Gdybyśmy wiedzieli z góry, iż będzie to dwa tygodnie, sytuacja wyglądałaby inaczej, niż życie w niepewności, czy nie powtórzy się przypadek Kuźnicy lub Bobrownik - podkreśla Renata Kozioł.Kwestia rekompensat jest bardzo istotna. - Utrzymanie około 100 osób generuje koszty rzędu miliona złotych miesięcznie. Nie ma przedsiębiorców, których stać na utrzymanie firmy przez trzy miesiące bez przychodu, bo to prosty rachunek - trzy miliony złotych. Dlatego liczymy na rekompensaty, aby złagodzić skutki kryzysu, choć w jakimś stopniu i tak go odczujemy. Jest ustawa z 1990 roku, która przewiduje kryteria wypłaty rekompensat. Wojewoda ma narzędzia i instrumenty, aby rozszerzyć katalog sytuacji, w których mogą one być przyznawane. Liczymy więc, iż zgodnie z tą ustawą będą dokonywane wypłaty - mówi Renata Kozioł.Obywatelom chcącym opuścić terytorium Białorusi w okresie obowiązywania ograniczeń, polska ambasada rekomendowała skorzystanie z alternatywnych dróg lądowych przez przejścia graniczne z Litwą lub z Łotwą lub dostępnymi połączeniami lotniczymi z Międzynarodowego Portu Lotniczego w Mińsku.MSZ odradza wyprawy na wschódAmbasada polska na Białorusi ponownie przypomniała, iż ze względu na wzrost napięcia, wydarzenia wojenne w regionie, a także powtarzające się przypadki arbitralnych aresztowań obywateli polskich Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza wszelkie podróże do Republiki Białorusi. - W razie drastycznego pogorszenia sytuacji bezpieczeństwa, zamknięcia granic czy innych nieprzewidzianych sytuacji ewakuacja może okazać się znacznie utrudniona lub choćby niemożliwa. MSZ apeluje do obywateli polskich pozostających na terytorium Republiki Białorusi, by niezwłocznie opuścili jej terytorium dostępnymi środkami komercyjnymi i prywatnymi - podaje Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Komunikat został ponowiony 12 września na stronie internetowej MSZ.
Idź do oryginalnego materiału