NICOŚĆ
Ten sen był bezkresny, jak falująca od upału pustynia. Mogłem dotknąć jej aksamitnej głębi, przeniknąć do wnętrza i wędrować tam w zwolnionym tempie. Ta przestrzeń bez początku i końca nie miała żadnych kształtów ani kolorów; była bezludna, bez przedmiotów, bez miast, gór, rzek, lasów. Bezkres, bez żadnej znanej mi akcji…
Pomyślałem, iż tak prawdopodobnie wygląda nicość,
do której wróciłem. Ale obudzę się i zobaczę prawdziwą Ziemię, prawdziwe
Słońce, prawdziwe Niebo z chmurami, prawdziwych ludzi – moich bliskich i
nieznajomych.
Aż do następnego snu…