Prezentujemy esej dotyczący metafizycznych kwestii związanych ze zrównoważonym rozwojem i ESG. Jego autorem jest Przemysław Kulik, manager i ekspert w obszarze ESG, CSR i strategicznego zrównoważonego rozwoju organizacji. Bardzo dziękujemy za artykuł. I oczywiście zachęcamy do lektury.
Czy człowiek przestał być miarą rzeczy? A jeżeli tak – to kto (albo co) ją dziś wyznacza?
Zrównoważony rozwój – termin z pozoru neutralny, technokratyczny i regulacyjny – coraz częściej ujawnia swoje głębsze oblicze. Nie chodzi już tylko o dekarbonizację, raportowanie ESG, zielone finanse czy strategię klimatyczną. Pod powierzchnią wskaźników, taksonomii i regulacji toczy się cichy, ale fundamentalny spór o miejsce człowieka w świecie. O to, czy przez cały czas jest on podmiotem historii, czy jedynie jednym z bytów w nowej „ontologii wspólnoty istnienia”.
Od antropocentryzmu do kosmocentryzmu – czyli jak zrównoważony rozwój zmienia nasze myślenie
Tradycyjna cywilizacja zachodnia, oparta na klasycznej antropologii grecko-chrześcijańskiej, sytuowała człowieka w centrum porządku moralnego. To on był istotą rozumną, wolną i odpowiedzialną – podmiotem prawa, etyki i decyzji. Ale w ideowym jądrze zrównoważonego rozwoju dojrzewa przesunięcie: od człowieka jako „miary wszystkich rzeczy” ku nowym centrom sensu – najpierw zwierzętom (ekoetyka), potem biosferze (biocentryzm), a w najbardziej rozwiniętej wersji – całemu kosmosowi jako współzależnemu systemowi życia (kosmocentryzm).
To nie jest jedynie akademicka prowokacja. To zmiana paradygmatu, której skutki zaczynają być widoczne w prawodawstwie (np. nadawanie rzekom statusu podmiotów prawnych), w narracjach ONZ i UE (tzw. „ekosystemowa sprawiedliwość”), w korporacyjnych politykach ESG (prawa natury jako „milczącego interesariusza”), a choćby w postulatach rewizji konstytucyjnych (zob. ruchy na rzecz tzw. „ekodemokracji”).
Etyczna równość wszystkiego – emancypacja czy abdykacja?
Jeśli zgodzimy się na pełne odejście od antropocentryzmu, to pojawia się najważniejsze pytanie: czy rzeczywiście każda forma życia, a choćby nieożywione byty, powinny być uznane za równorzędnych uczestników wspólnoty moralnej?
Z jednej strony mamy do czynienia ze szlachetnym odruchem pokory wobec świata – rezygnacją z eksploatacyjnej postawy „człowieka-władcy”. Z drugiej – rodzi się poważne napięcie: czy można utrzymać etykę odpowiedzialności, jeżeli każdy byt ma ten sam status moralny, ale tylko człowiek ponosi odpowiedzialność i ma zdolność refleksji?
To nie tylko filozoficzna zagwozdka. To dylemat praktyczny. Kto reprezentuje interesy rzeki? Kto rozstrzyga spór między dobrostanem dżdżownicy a rozwojem infrastruktury? Jak pogodzić równość wszystkich bytów z demokratyczną procedurą opartą na ludzkim głosie i wyborze?
Świecka utopia czy nowa metafizyka?
W coraz liczniejszych głosach o „emancypacji przyrody”, „suwerenności ekosystemów” czy „posthumanistycznej przyszłości” wybrzmiewa nie tylko tęsknota za sprawiedliwością dla Ziemi, ale i głęboka zmiana aksjologiczna. Zrównoważony rozwój zaczyna przypominać projekt metafizyczny – świecką, nowoczesną religię, która proponuje nowy porządek świata, oparty nie na Dekalogu, ale na dekarbonizacji; nie na godności człowieka, ale na moralnej równości biosfery.
Czy to źle? Dla wielu: niekoniecznie. Ale trzeba to uczciwie nazwać. Bo każda nowa metafizyka niesie nowe koszty. A każda zmiana etyczna to także zmiana polityczna, instytucjonalna i cywilizacyjna. Kiedy człowiek przestaje być centrum, nie znika z planszy. Znika tylko jego wyjątkowa rola – i odpowiedzialność.
Humanizm w czasach ESG – przestarzały czy konieczny?
Wobec tej ideowej rewolucji powraca pytanie o aktualność klasycznego humanizmu. Czy da się pogodzić troskę o planetę z uznaniem wyjątkowości człowieka? Czy humanizm integralny, obecny choćby w katolickiej nauce społecznej, nie stanowi dziś potrzebnego mostu między rozumem a odpowiedzialnością?
Refleksja nad tymi dylematami szczególnie rezonuje w czasie, gdy cywilizacja zachodnia przechodzi przez burzliwe zmiany, zmuszające do fundamentalnej refleksji nad wartościami, przyszłością i sensem ludzkiego działania. To moment, w którym warto zapytać: czy rozwój, który wyrzuca człowieka z centrum, może być jeszcze nazywany zrównoważonym?
Pytania, które powinniśmy stawiać nie tylko w gronie ESG-owców
- Czy naprawdę chcemy zrezygnować z roli człowieka jako centrum porządku moralnego?
- Czy demokracja oparta na równości wszystkich bytów nie stanie się parodią wspólnoty politycznej?
- Czy zrównoważony rozwój to rzeczywiście emancypacja od antropocentryzmu – czy raczej jego metamorfoza?
To pytania dla strategów, filozofów, prawników, liderów – wszystkich, którzy myślą poważnie o przyszłości świata nie tylko jako o systemie wskaźników, ale jako o wspólnym domu wartości. Bo może się okazać, iż porządek, który miał ocalić Ziemię, zgubił po drodze człowieka. A razem z nim – zdolność do prawdziwej odpowiedzialności.
Przemysław Kulik
To też może Cię zainteresować:
Przemysław Kulik: Czy zrównoważony rozwój ma jeszcze ludzką duszę?