Dramatyczne prognozy GUS wskazują na największy demograficzny kataklizm w historii Polski. Za to zapłacą konkretni ludzie – dzisiejsi 40-latkowie, którzy jako pierwsi doświadczą niewydolności systemu emerytalnego. o ile się nie zabezpieczą z dnia na dzień mogą stać się nędzarzami z głodowymi emeryturami.

Fot. Warszawa w Pigułce
Oficjalne dane nie pozostawiają złudzeń. Główny Urząd Statystyczny prognozuje, iż do 2060 roku liczba Polaków spadnie z obecnych 37,4 miliona do zaledwie 30,9 miliona. Business Insider przewiduje nawet, iż w najgorszym scenariuszu może nas zostać tylko 26,7 miliona. To tak, jakby z mapy Polski zniknęło pięć województw – więcej ludzi niż łącznie mieszka w opolskim, lubuskim, podlaskim, świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim.
Ale liczby to dopiero początek prawdziwego problemu. Za statystykami kryją się konkretne losy milionów Polaków, którzy właśnie teraz planują swoją przyszłość, kupują mieszkania, zakładają rodziny i… mogą być pierwszym pokoleniem, które dotkliwie odczuje konsekwencje demograficznej zapaści.
System emerytalny na krawędzi załamania
Mechanizm jest bezlitosny. Dzisiejsze emerytury finansowane są ze składek aktualnie pracujących. W 2022 roku na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało 70 osób w wieku nieprodukcyjnym. W 2060 roku będzie to już 105 osób według scenariusza głównego GUS. Oznacza to, iż każdy pracownik będzie musiał „utrzymać” emeryta plus niewielki ułamek drugiego.
W 2060 roku osoby w wieku 65 lat i więcej będą stanowiły około 32 proc. populacji, a ich liczba wzrośnie o ponad 2,2 miliona w porównaniu do prognozy na 2025 rok. Jednocześnie zmniejszy się liczba ludzi w wieku produkcyjnym – z 21,7 mln w 2025 roku do około 15,0 mln w 2060 roku.
Matematyka jest prosta: mniej ludzi pracujących, więcej emerytów, mniejsze wpływy do ZUS, symboliczne emerytury. Prognozy wskazują, iż przewiduje się wyraźny spadek liczby urodzeń do około 225 tysięcy w 2060 roku – to o blisko 25% mniej niż w 2025 roku. Demografia nie zna litości.
Dzisiejsi 40-latkowie znaleźli się w najgorszej możliwej sytuacji. Są za młodzi, by jeszcze nie myśleć o starości, i za starzy, by system zdążył się zreformować zanim przejdą na emeryturę. choćby o ile reformy zaczną się już dziś, efekty odczujemy dopiero za długi czas. Dzieci muszą się urodzić, wykształcić i zacząć zarabiać, a to potrwa. Milenialsi, a raczej duża ich część będą więc pierwszymi, którzy w pełni odczują skutki demograficznego tsunami, które właśnie nadciąga nad Polskę.
Najciemniej w województwach wschodnich
Nie wszystkie regiony Polski ucierpią jednakowo. Największy spadek oczekiwany jest w województwie świętokrzyskim, gdzie do 2060 roku liczba ludności ma spaść o ponad 29 procent w porównaniu z poziomem prognozowanym na 2025 rok. Kolejne regiony z dramatycznym spadkiem populacji to Lubelszczyzna (-25,4%) i województwo opolskie (-25,2%).
Najmniejszy ubytek ludności przewiduje się dla województwa mazowieckiego oraz pomorskiego – ponad 7 procent do 2060 roku. Oznacza to narastające różnice regionalne i koncentrację ludności wokół największych ośrodków miejskich, podczas gdy wschodnia Polska będzie się wyludniać w tempie przypominającym exodus lat 90.
Te zmiany demograficzne będą miały bezpośredni wpływ na lokalne rynki pracy, infrastrukturę społeczną i – co najważniejsze – na system emerytalny. Regiony z najmniejszą liczbą pracujących będą generować najmniejsze wpływy do ZUS, co dodatkowo pogorszy sytuację przyszłych emerytów.
IKZE jako koło ratunkowe
Przed nadchodzącą katastrofą trzeba będzie zabezpieczyć się we własnym zakresie. Przykładem może być IKZE, czyli Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego. Dostępne jest adekwatnie w każdym większym banku i funduszach emerytalnych. Maksymalna wartość wpłat na IKZE w 2025 roku wynosi 10 407,60 złotych dla osób nieprowadzących działalności gospodarczej lub 15 611,40 złotych dla przedsiębiorców.
Środki wpłacone na IKZE można odliczyć od podstawy opodatkowania w ramach deklaracji PIT-28, PIT-36, PIT-36L i PIT-37. To oznacza realne oszczędności podatkowe już w pierwszym roku. Dla osoby zarabiającej w drugim progu podatkowym (32%) maksymalne obniżenie podatku może wynieść choćby 3 330 złotych rocznie.
Dodatkowo oszczędności zgromadzone na IKZE są zwolnione z 19-procentowego podatku od zysków kapitałowych, o ile wypłacimy pieniądze po ukończeniu 65. roku życia i dokonamy wpłaty środków na konto co najmniej przez okres 5 lat. Wówczas płacimy tylko 10% zryczałtowany podatek dochodowy.
Regularne oszczędzanie w IKZE może znacząco poprawić sytuację finansową na emeryturze. Miesięczna wpłata 500 złotych przez 25 lat przy 5% oprocentowaniu może wygenerować kapitał przekraczający 300 tysięcy złotych. To różnica między godnością na emeryturze a egzystencjalną walką o przetrwanie.
Emigracja nie jest rozwiązaniem
Część Polaków rozważa przeprowadzkę do państw z stabilniejszym systemem emerytalnym, ale eksperci ostrzegają przed iluzją łatwego rozwiązania. Niemal wszystkie państwa UE zmagają się z podobnymi wyzwaniami demograficznymi. Dzietność w Niemczech, Włoszech, Hiszpanii czy Portugalii waha się między 1,2 a 1,4 dziecka na kobietę – znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń.
Według najnowszych prognoz ONZ do 2080 roku światowa populacja osiągnie szczyt i wzrośnie do około 10,3 miliarda, a potem liczba ludzi na świecie zacznie spadać. Depopulacja to globalny trend, który dotknie praktycznie wszystkie rozwinięte kraje.
W wielu państwach wiek emerytalny już wynosi 67 lat i będzie przez cały czas rósł. Emigracja może pomóc, ale nie gwarantuje emerytalnego spokoju. W dodatku wyższe koszty życia w krajach zachodnich mogą zniwelować korzyści z wyższych świadczeń.
Czas na indywidualną odpowiedzialność
Obecna sytuacja wymusza zmianę myślenia o emeryturze. Państwo nie będzie w stanie zapewnić godnej starości wszystkim obywatelom – to już pewne. Dzisiejsi 30- i 40-latkowie muszą wziąć sprawy w swoje ręce i rozpocząć samodzielne oszczędzanie.
Oprócz IKZE warto rozważyć inne formy inwestowania: nieruchomości, akcje, obligacje czy fundusze inwestycyjne. najważniejsze jest zdywersyfikowanie źródeł dochodu na emeryturę i nieoglądanie się tylko i wyłącznie na ZUS.
Równie istotne jest inwestowanie w zdrowie. Za 20-30 lat dostęp do prywatnej opieki medycznej może być jedynym sposobem na uzyskanie szybkiej i skutecznej pomocy. Wydłużająca się średnia długość życia oznacza, iż emerytury będą wypłacane przez dłuższy okres, co dodatkowo obciąży system.
Przyszłość już się dzieje
Demograficzna katastrofa nie jest abstrakcyjną przyszłością – to rzeczywistość, która już się rozpoczęła. Przewiduje się, iż rok 2023 będzie ostatnim, w którym liczba urodzeń żywych przekroczy 300 tysięcy. W niektórych powiatach liczba seniorów już przewyższyła liczbę dzieci.
Państwo nie jest przygotowane na falę potrzeb starzejącego się społeczeństwa. Brakuje domów opieki, personelu medycznego i środków finansowych. System zdrowia już teraz pęka w szwach, a najgorsze dopiero nadchodzi.
To nie jest moment na odkładanie decyzji finansowych na później. Każdy rok zwłoki oznacza mniejszy kapitał na emeryturze i większe ryzyko ubóstwa na starość. Polacy muszą zdać sobie sprawę, iż ich emerytalna przyszłość zależy przede wszystkim od nich samych, a nie od obietnic polityków.
Demografia nie wybacza błędów. Kto tego nie zrozumie teraz, może żałować za 20-30 lat, gdy będzie już za późno na jakiekolwiek korekty.