Wśród nich Krzysztof Zyzik i Krzysztof Ogiolda, wówczas reporterzy „Nowej Trybuny Opolskiej” i autor zdjęć z tego wydarzenia, fotoreporter gazety Paweł Stauffer. Ekipę nto jadącą na pogrzeb papieża Jana Pawła II dopełniał Piotr Soroka.
Z Opola zabieraliśmy ze sobą w drogę do Wiecznego Miasta wzruszenia związane z odejściem papieża i obrazy zapamiętane z tego sobotniego wieczoru. Na wieść o jego śmierci ludzie w sobotę, 2 kwietnia 2005 r. jakby odruchowo ruszyli do kościołów.
W opolskiej katedrze arcybiskup Alfons Nossol, który 16 października 1978 roku podczas modlitwy różańcowej ogłosił wiernym, iż mamy papieża, teraz obwieszczał, iż rozpoczęty wówczas pontyfikat, właśnie dobiegł końca. Ludzie na klęczkach odmawiali różaniec za duszę zmarłego. Przewodniczył bp Paweł Stobrawa. Z każdą zdrowaśką wiernych przybywało. Aż wypełnili wnętrze kościoła.
Bezpieczna przystań w klasztorze
Kiedy ruszaliśmy w drogę do Rzymu żegnał nas także niepokój. Włoskie media zapowiadały, iż na pogrzeb papieża Jana Pawła II może przyjechać milion, ale choćby 4-5 milionów ludzi. Straszono przybyszów, nas także, iż nie wjedziemy do miasta. Im bliżej było do pogrzebu, tym „krakanie” było głośniejsze.
– Korek przy wjeździe do Rzymu ma 150 kilometrów długości, w mieście brakuje jedzenia – mówili nam – a esemesowali swoim bliskim w domach – rodacy spotkani na parkingu pod Bolonią.
Te pesymistyczne głosy na szczęście wcale się nie potwierdziły. Nam pomogło i to, iż trochę przypadkiem dostaliśmy się na liczącą 68 kilometrów autostradę – obwodnicę Rzymu. Jadąc nią, straciliśmy trochę czasu, ale wjechaliśmy do miasta z innej niż planowaliśmy strony. I bez żadnych przeszkód dotarliśmy do klasztoru sióstr de Notre Dame.
Ten na czas pobytu w stolicy Italii i reporterskiej pracy przy pogrzebie papieża stał się naszym domem i czymś w rodzaju zamiejscowej siedziby redakcji. W jego znalezieniu pomógł nam śp. ks. prof. Helmut Sobeczko, opolski liturgista, który pamiętał to miejsce z czasów rzymskich studiów. Odbywał je zresztą wtedy, gdy Karol Wojtyła został wybrany papieżem.
Rodacy w trasie na pogrzeb papieża Jana Pawła II
Do gościnnego klasztoru jeszcze wrócimy. Ale w tej relacji sprzed dwóch dekad nie może zabraknąć spotkań z Polakami i Opolanami jadącymi tam, gdzie – jak mówi popularne powiedzenie – prowadzą wszystkie drogi. Po czym poznać Polaków jadących na pogrzeb „swojego” papieża? Za szybami samochodów mieli często jego portrety, na radiowych antenach czarne wstążki. Menu jedzonych gdzieś na parkingu posiłków nie było przesadnie wyszukane. Dominowały żółty ser i pasztet.
Ale duch w ludziach nie ginie. Nikt nie ma wątpliwości, iż „muszą” nas wpuścić do Rzymu. Studenci z Warszawy są pewni, iż rozbiją namioty na jakimś miejskim skwerze. A jak się nie da, to będą spać w dziewięć osób w busie. Jedną noc już tak przetrwali i wszyscy żyją.
Pod Wiedniem spotykamy dwoje studentów Uniwersytetu Opolskiego. Beata Łabudek i Michał Chudala siedzą w rowie przy autostradzie. Chorągiewka w ręku jest informacją, z jakiego kraju jadą. Kartonik z napisem Rzym – Rome wskazuje, dokąd chcą dojechać.
– To była spontaniczna decyzja – mówili nam wtedy młodzi mieszkańcy Opola – Nowej Wsi Królewskiej. – Nie mamy pieniędzy na tak długą podróż, więc nie było innego wyjścia, jak liczyć na innych kierowców.
Nie zawiedli się. Zdążyli na pogrzeb papieża Jana Pawła II.
Biskup jak zwykły pątnik
W czwartek, w przeddzień ceremonii chcemy podejść do bazyliki św. Piotra. Kończy się na chceniu. Kolejka czekających na to, by przez kilkadziesiąt sekund zatrzymać się przy otwartej trumnie Ojca Świętego sięga Zamku Anioła, na drugim końcu Via Concilazione. Stojący w niej ludzie szacują, iż wejdą do świątyni najwcześniej za dziesięć, a może i za kilkanaście godzin. Rezygnujemy. Idziemy zbierać dziennikarski materiał na koniec kolejki.
– Nie wiem, czy zdążę przed pogrzebem dojść do jego trumny. I choć przez chwilę na papieża popatrzeć – mówi Karolina, studentka historii sztuki z Krakowa. – jeżeli przynajmniej wejdę na plac św. Piotra, to spróbuję tam już zostać na pogrzeb. Ale nie wiadomo, czy mi pozwolą. Bo ludzi jest naprawdę bez liku. Ale nawet, gdybym się ostatecznie znalazła gdzieś bardzo daleko od zmarłego papieża, to nie ma znaczenia. Najważniejsze, iż tu jestem.
Najwyżej 15 metrów przed Karoliną stoi mimo słońca, które całkiem nieźle przygrzewa, ubrany w koloratkę i starannie zapięty czarny garnitur ksiądz. Napiera na niego bez pardonu jakaś Włoszka. Najwyraźniej bardzo zmęczona, bo koniecznie chce się oprzeć o barierkę. Ksiądz, przy bliższym przyjrzeniu się, okazuje się mieć pod marynarką krzyż na łańcuchu i pierścień na palcu. Okazuje się biskupem z Belfastu. Kiedy wymieniamy pierwsze grzeczności, na telebimie widać biskupów ubranych w komże, którzy w ławkach bazyliki modlą się na różańcu. Najwyraźniej od innej strony było dla nich dojście.
– Dlaczego ksiądz biskup jest tu, a nie tam? – pytamy, pokazując na telebim.
– Stoję tu, jak zwykły pątnik, bo dla nas wszystkich, którzy tu jesteśmy, Jan Paweł II był całym życiem – odpowiada hierarcha z Irlandii. – Jest czymś bardzo pięknym zobaczyć tylu ludzi z całego świata, kiedy są razem przy papieżu.
Narodowość stojących w kolejce rozpoznajemy po językach, których używają i po flagach. W naszym sąsiedztwie są Hiszpanie, Włosi, Brazylijczycy, pielgrzymi z Wietnamu i Japończycy. Ale i tak Polaków wydaje się być najwięcej.
13 przyczep wody
Rozmawiamy o przeżyciach tego dnia wieczorem w klasztorze z dwiema siostrami de Notre Dame pochodzącymi Polski. Rzymski dom sióstr okazał się bardzo międzynarodową wspólnotą. Tak bardzo, iż liturgią godzin siostry modliły się na przemian tydzień po tygodniu w czterech językach. Gościły nas m.in. Irlandki, Niemki, Węgierka, dwie Koreanki. Przełożona była Amerykanką. Kiedy witała nas pierwszego dnia w jadalni, powiedziała siostrom, iż przyjechaliśmy z Opola w Polsce i iż to niedaleko Wadowic. Z perspektywy USA to prawda.
Było to bardzo gościnne miejsce. Kiedy kończyliśmy wieczorem przesyłanie tekstów i zdjęć do redakcji, siostry z Polski przywoziły nam na specjalnym wózku kolację. Jak na Włochy przystało należała do niej także butelka wina. Rozmowy toczyły się gładko.
– W tej kolejce, którą widzieliście, czekałam 15 godzin – opowiadała siostra Honorata. – Miałam dużo czasu w modlitwę, refleksję i dotknięcie tej tajemnicy, którą mieści w sobie życie Jana Pawła II. On nas uczył wiary, nadziei, miłości i przebaczenia. Włosi zawsze byli otwarci na innych. Ale teraz przed jego pogrzebem otwarli się jeszcze bardziej. Czekającym w kolejce przynosili nie tylko wodę, ale i kawę na wzmocnienie. Śmierć papieża przyniosła obok bólu wielką nadzieję. Myślę, iż owoce jego życia i śmierci są ciągle przed nami.
Pozytywną opinię polskiej zakonnicy o Włochach łatwo mogliśmy sobie na rzymskich ulicach potwierdzić.
– Tylko dziś rozdałem pielgrzymom 13 przyczep wody mineralnej, tysiące butelek – mówił Lino Favora, rzymianin z urodzenia i pracownik służb komunalnych w stolicy Italii. – Taka praca to przyjemność. Bardzo kocham Ojca Świętego. Musicie wiedzieć, iż to był naprawdę ktoś dobry.
Tę intuicję potwierdzały plakaty, którymi rzymskie ściany kamienic i parkany były mocno oblepione. Pod wizerunkiem Jana Pawła umieszczono podpis: UN UOMO BUONO (Dobry człowiek).
– Pomogłem dziś około 50 pielgrzymom – opowiadał nam Mario Bund, czarnoskóry lekarz ze Szpitala Ducha Świętego. – Ludzie najczęściej mdleją, mają problemy z sercem.
Mały cud Jana Pawła
Szacowano, iż do Rzymu na pogrzeb papieża Jana Pawła II przyjechało rzeczywiście ponad 4 miliony ludzi. Setki jeżeli nie tysiące zmęczonych pielgrzymów i turystów śpią w ciągu dnia wprost na chodnikach, „zmiękczonych” co najwyżej cienką warstwą kartonu. Klimat tego pogrzebu jest radosny. Ludzie częściej się śmieją niż płaczą. Gdzieś pobrzękuje gitara, słychać śpiewy, przede wszystkim młode głosy.
– Myślimy, iż papież właśnie takich żałobników by sobie życzył – mówią nam spotkani właśnie studenci z Rzeszowa. – Mamy nadzieję, iż Ojciec Święty też się teraz uśmiecha.
Przepowiednie o bałaganie i głodzie w mieście nie potwierdziły się ani trochę. Porządku pilnują elegancko ubrani policjanci. Wolontariusze gotowi pomagać na każde skinienie. Ale dla poprawy bezpieczeństwa w obrębie Rzymu nie działają komórki. To znaczy, nie ma problemu, żeby zadzwonić do Polski. Ale nie sposób przez telefon porozmawiać z kolegą, który poszedł kupić lody dwie ulice dalej.
Dzwoni ówczesny redaktor naczelny nto, Wojciech Potocki. Od niego dowiadujemy się, iż w Polsce nie wszyscy są przekonani, iż Jan Paweł II powinien być pochowany w Grotach Watykańskich. Woleliby mieć papieski grób w Krakowie.
– Poproście jakiś autorytet o komentarz w tej sprawie – mówi naczelny.
Na przykład ks. Adama Bonieckiego (wówczas redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”). Wszystkim nam się wydaje, iż nasz szef, mówiąc delikatnie, się zagalopował. Jak w tym kilkumilionowym tłumie, znaleźć konkretnego człowieka, skoro nie można do niego zadzwonić. Odwracamy się i… za nami stoi ojciec Boniecki. Trochę to zakrawa na cud Jana Pawła II. Ale po kwadransie materiał jest zebrany.
Pogrzeb Jana Pawła II i trumna na ziemi
W dniu pogrzebu na plac św. Piotra nie ma kart wstępu. Przyjeżdżamy dosyć wcześnie, ale wcale nie ciemnym świtem. Mimo to wchodzimy bez problemu, choć po krótkiej kontroli. Udaje się nam znaleźć miejsce w sąsiedztwie obelisku egipskiego. Ten zabytek z XIII stulecia przed nową erą, sprowadzony do Rzymu przez cesarza Kaligulę, wyznacza środek placu. Jesteśmy dość blisko, by obserwować liturgię pogrzebu nie tylko na telebimie. Znów mieliśmy szczęście niedługo po naszym wejściu plac się zapełnił i bramki zamknięto. Wiele osób widziało pogrzeb na telebimach ustawionych na sąsiednich placach.
Pod powiekami zostaną nam potem stojąca na ziemi, bez katafalku trumna papieża, położony na tej trumnie ewangeliarz, który wiatr zamknął, jakby symbolicznie kończąc to życie i pontyfikat. I transparenty z napisem: Arivederci in Paradis (Do zobaczenia w raju).
A w uszach najpierw zabrzmiały głośne rytmiczne oklaski, które witały trumnę z ciałem papieża po śmierci tak samo, jak za życia jego samego. W pamięci zostały kończące pogrzebową homilię słowa kardynała Josepha Ratzingera o papieżu, który stoi tam w oknie Domu Pana i nam błogosławi. – Tak, pobłogosław nam Ojcze Święty – mówił jego następca. I jeszcze okrzyki tłumu na placu: „Santo subito” – Święty natychmiast.
„Drugiego takiego nie będzie”
Ale zanim rozpoczęła się liturgia, blisko dwie godziny byliśmy już w środku. Rozmawialiśmy z uczestnikami tego jedynego w swoim rodzaju pogrzebu.
Józef Mikoś przyjechał w góralskim stroju. Choć nie z Podhala, tylko z Chicago. – Drugiego takiego Ojca Świętego już nie będzie – kręcił głową zrezygnowany.
Agnes Klaus z Kolonii przyjechała w sporej grupie młodych ludzi z Niemiec. Ubrana w koszulkę z napisem „Totus tuus” razem z przyjaciółmi rozwinęła wielki transparent zapraszający w sierpniu na Światowe Dni Młodzieży. – Jestem przekonana, iż on jest w niebie i przez cały czas się za nas modli. Jest mi tylko smutno, iż już go nie usłyszymy – mówi.
Maria Angeles z Hiszpanii urodziła się w roku 1978, gdy Karol Wojtyła stał się Janem Pawłem. Kiedy trumna znikła po mszy św. za drzwiami bazyliki, nie potrafiła powstrzymać łez.
– Płaczę także u siebie w Alicante, gdy oglądam jego zdjęcia z młodości. Odkąd pamiętam, zawsze był. Jakby mnie przez całe życie trzymał za rękę. Wielka osobowość i serdeczny dobry człowiek.
Orzlan Harlan przywiózł na pogrzeb narodową flagę z czasów rumuńskiej rewolucji z wyciętymi symbolami ustroju komunistycznego.
– Miałem ją w Bukareszcie, gdy obalaliśmy reżim Ceausescu – opowiadał. – Bo to wasz papież był kilerem komunizmu. Dzięki niemu nasz kraj odzyskał wolność. Znacie tę piosenkę Tiny Turner „Simply the best”? Taki właśnie był Jan Paweł II. Po prostu najlepszy.
Zdążyłem tylko na pogrzeb papieża Jana Pawła II
Kiedy po pogrzebie prezydenci i koronowane głowy opuściły plac, a służby porządkowe już zaczęły składać krzesełka, wielu pielgrzymów zostało na placu. Jedni rozmawiali i wymieniali adresy, inni – mimo trochę już piknikowego klimatu – próbowali się jeszcze modlić. Sławomir Kościelnik z Milanówka odmawiał różaniec.
– Dwadzieścia siedem lat się do papieża wybierałem – przyznał. – I patrz pan, zdążyłem tylko na pogrzeb. To był najpiękniejszy pogrzeb, jaki widziałem w życiu. Czy to możliwe, żeby ta atmosfera tak po prostu odfrunęła?
Ale uwagę fotoreporterów i kamerzystów skupili już na sobie mężczyźni z Nigerii, którzy tuż pod bazyliką rozpoczęli radosny plemienny taniec.
– Już się cieszą na papieża Murzyna – skomentował mało dyplomatycznie jeden z polskich pielgrzymów.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania