Nadchodzi gigantyczny kryzys. System może się zawalić. Skończy się 800 plus, dodatkowe emerytury, renty wdowie i świadczenia pomocowe

4 godzin temu

Ogromny kryzys na horyzoncie. o ile rząd niczego nie zrobi, za kilkanaście lat wszyscy go odczujemy. Skończy się 800 plus, dodatkowe emerytury, renty wdowie i wszystkie inne systemy pomocowe. Mało tego, emerytury i renty też będą na bardzo niskim poziomie. Zdaniem niektórych ekspertów katastrofa jest nieunikniona i z rok na rok problem tylko się pogłębia.

Fot. Shutterstock

W pierwszym kwartale 2025 roku w Polsce urodziło się tylko 58 tysięcy dzieci. To najmniej w całej powojennej historii kraju. Współczynnik dzietności spadł do 1,03 – statystyczna kobieta urodzi w życiu tylko jedno dziecko. Eksperci ostrzegają: jeżeli trend się utrzyma, system emerytalny może się zawalić już za 15 lat, a do końca wieku zostanie tylko 10 milionów Polaków.

Liczby które zapierają dech

Główny Urząd Statystyczny podał wstępne dane za pierwszy pół roku 2025 – urodziło się zaledwie 115,5 tysięcy dzieci, o ponad 10 tysięcy mniej niż rok wcześniej. W całym 2024 roku było to 252 tysiące urodzeń – najniższa liczba od zakończenia II wojny światowej. Dla porównania, choćby pod niemiecką okupacją rodziło się więcej polskich dzieci.

Współczynnik dzietności to liczba dzieci jaką statystyczna kobieta urodzi w ciągu całego życia. Do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba poziomu 2,1 – wtedy każde pokolenie ma tyle samo osób co poprzednie. W Polsce osiągnęliśmy 1,03. To oznacza iż każde kolejne pokolenie będzie o połowę mniejsze od poprzedniego.

Jeszcze w 2017 roku było to 1,45 i wydawało się iż najgorsze mamy za sobą. Potem przyszedł systematyczny spadek: 1,39 w 2020, 1,26 w 2022, 1,16 w 2023, 1,11 w 2024. Teraz 1,03. Według danych OECD Polska zajmuje trzecie miejsce od końca na świecie – gorzej jest tylko w Chile i Korei Południowej.

W kwietniu 2025 roku liczba urodzeń spadła poniżej 20 tysięcy – po raz trzeci z rzędu. To poziom który jeszcze kilka lat temu wydawał się niemożliwy. Średni wiek kobiety rodzącej pierwsze dziecko wzrósł z 22,7 lat w 1990 roku do 29,1 lat dziś. Coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo, a część rezygnuje z niego całkowicie.

Przez 10 lat zniknie populacja województwa

GUS przewiduje iż do 2060 roku populacja Polski spadnie z obecnych 37,4 miliona do 30,9 miliona mieszkańców. To utrata 6,5 miliona ludzi – więcej niż liczy pięć najmniejszych województw razem wziętych. Niektóre regiony skurczą się o ponad jedną czwartą – świętokrzyskie o 29 procent, lubelskie o 25,4 procent, opolskie o 25,2 procent.

Ale to tylko prognozy do 2060 roku, które zakładają pewną stabilizację. Mateusz Łakomy, ekspert demograficzny i autor książki „Demografia jest przyszłością”, ostrzega iż przy utrzymaniu obecnych trendów do końca XXI wieku populacja Polski może spaść do zaledwie 10 milionów mieszkańców. To oznaczałoby powrót do stanu z początku ubiegłego wieku, cofnięcie się o 120 lat.

Jeszcze dramatyczniejsze zmiany czekają strukturę wiekową. GUS szacuje iż mediana wieku wzrośnie z obecnych 43,3 lat do ponad 50 lat w 2060 roku. To oznacza iż połowa Polaków będzie miała więcej niż pół wieku. Osoby w wieku 65+ będą stanowić około 32 procent populacji – dziś to 24 procent.

System emerytalny na krawędzi

W 2060 roku w wieku produkcyjnym będzie tylko 15 milionów osób wobec 21,7 miliona dziś. Jednocześnie liczba emerytów wzrośnie z 9 do 11 milionów. To oznacza iż na każdego emeryta będzie przypadać coraz mniej pracujących, którzy finansują jego świadczenie.

Współczynnik obciążenia demograficznego dramatycznie się pogarsza. W 2010 roku na 100 pracujących przypadało 55 osób w wieku nieprodukcyjnym. Dziś to już 72 osoby. W 2024 roku na każde 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało 31 osób w wieku przedprodukcyjnym i aż 41 w wieku poprodukcyjnym. Potencjalne przyszłe zasoby pracy są już mniejsze niż liczba osób, które teoretycznie opuściły rynek.

Demograf Krzysztof Mamiński na swoim profilu na Twitterze ostrzega iż już za 10-15 lat system emerytalny może stanąć przed niemożliwością wypłacania świadczeń w obecnej wysokości. Bez głębokich reform grozi nam scenariusz grecki – drastyczne cięcia emerytur lub ogromne pożyczki na ich finansowanie. A pamiętajmy iż Grecja właśnie przez takie problemy prawie zbankrutowała w 2010 roku.

Szczególnie dramatyczna sytuacja dotyczy nauczycieli. Średnia wieku nauczycieli w Polsce to już jedna z najwyższych w Europie – tylko 6 procent ma mniej niż 30 lat. Za kilkanaście lat szkoły mogą zostać bez kadry, bo większość obecnych nauczycieli będzie na emeryturze, a nie ma kim ich zastąpić.

Firmy już teraz mają problem z pracownikami

Pracodawcy skarżą się iż nie mogą znaleźć ludzi do pracy. Szczególnie w branżach wymagających wykwalifikowanych specjalistów niedobory kadr są odczuwalne już dziś. Za kilka lat będzie tylko gorzej – mniej młodych ludzi wchodzących na rynek pracy, więcej starszych go opuszczających.

Problem pogłębia masowa emigracja. Szacunki wskazują iż za granicą może przebywać choćby 2-3 miliony Polaków w wieku produkcyjnym. To oznacza iż rzeczywista liczba dostępnych pracowników pozostało mniejsza niż wynikałoby z samych statystyk urodzeń.

Kurczący się rynek pracy to również mniejsze wpływy do budżetu państwa. Mniej pracujących oznacza niższe dochody z podatków dochodowych i składek ZUS. Jednocześnie rosną wydatki na emerytury i służbę zdrowia dla starzejącego się społeczeństwa. To klasyczna spirala demograficzna – im gorzej, tym będzie jeszcze gorzej.

Pan Andrzej prowadzi firmę budowlaną w Kielcach. Jeszcze pięć lat temu bez problemu znajdował pracowników. Dziś musi przebijać konkurencję pensjami i choćby wtedy nie może obsadzić wszystkich stanowisk. Odmawia zleceń bo nie ma kim ich wykonać. I wie iż będzie tylko gorzej – jego dwóch synów wyjechało do Niemiec i nie planują wracać.

Dlaczego Polacy przestali się rodzić

Demografowie przez lata tłumaczyli niską dzietność czynnikami ekonomicznymi – wysokie koszty życia, problemy mieszkaniowe, niewystarczające wsparcie państwa. Program 500+, potem 800+, ulgi podatkowe, dłuższe urlopy rodzicielskie – wszystko to miało zachęcić do rodzicielstwa. Efekt? Krótkotrwały i niewielki wzrost, po którym nastąpił jeszcze głębszy spadek.

Okazuje się iż problem jest znacznie głębszy. Mateusz Łakomy wskazuje na fundamentalne zmiany w relacjach międzyludzkich. Coraz więcej młodych Polaków w ogóle nie zakłada rodzin. Maleje nie tylko liczba dzieci w rodzinach, ale też liczba par żyjących w stałych związkach. To nazwano „epidemią samotności” – ludzie żyją sami, spotykają się okazjonalnie, ale nie budują trwałych relacji prowadzących do założenia rodziny.

W 2024 roku zawarto tylko około 136 tysięcy małżeństw – o 10 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Współczynnik małżeństw wyniósł 3,6 na tysiąc ludności wobec 3,9 rok wcześniej. Jednocześnie rośnie liczba rozwodów i separacji. W pierwszym półroczu 2025 roku orzeczono rozwód w stosunku do około 31 tysięcy małżeństw – o 2 tysiące więcej niż rok wcześniej.

Problem pogłębia brak odpowiedniej infrastruktury dla rodzin. Za mało żłobków i przedszkoli, trudności z godzeniem pracy z opieką nad dzieckiem, brak elastycznych form zatrudnienia dla rodziców. Mimo deklaracji rządów kilka się w tej kwestii poprawiło.

Inne kraje też tonący statek

Kryzys demograficzny to nie tylko polski problem. Korea Południowa ma współczynnik dzietności poniżej 1,0 – najgorszy na świecie. W Chinach populacja zaczęła się kurczyć po raz pierwszy od dekad. W Rosji liczba pierwszoklasistów spadła w ciągu dwóch lat o 25 procent. Grecja zamyka szkoły z powodu braku dzieci.

Nawet kraje o najbardziej hojnej polityce rodzinnej nie osiągają już współczynnika 2,1. We Francji wynosi on 1,56, w Holandii 1,39, w Szwecji około 1,5. Węgry wydają na politykę rodzinną 4 procent PKB – i osiągają współczynnik dzietności tylko 1,3. To pokazuje iż same pieniądze problemu nie rozwiążą.

Niemcy rozważają masową imigrację jako sposób na uzupełnienie niedoborów demograficznych. Problem w tym iż wszyscy potrzebują imigrantów – Europa, Ameryka Północna, choćby Azja. Konkurencja o wykwalifikowanych migrantów będzie rosła, a Polska nie jest szczególnie atrakcyjnym celem ze względu na język i kulturę.

Eksperci ostrzegają iż kryzys demograficzny może doprowadzić do załamania się modelu państwa opiekuńczego w całej Europie. Coraz mniej pracujących nie będzie w stanie utrzymać rosnącej liczby emerytów przy obecnym poziomie świadczeń. Ktoś będzie musiał zapłacić rachunek – albo pracujący poprzez wyższe podatki, albo emeryci poprzez niższe świadczenia.

Co to oznacza dla ciebie

Jeśli masz dziś 30-40 lat, bardzo prawdopodobne iż twoja emerytura będzie znacznie niższa niż obecnych emerytów. System może nie wytrzymać presji demograficznej. Będziesz musiał pracować dłużej lub oszczędzać prywatnie na starość. Wiek emerytalny może wzrosnąć do 70 lat lub więcej. Trzeci filar emerytalny – IKE, IKZE, PPE – może okazać się jedyną gwarancją godnego życia na starość.

W praktyce oznacza to iż już teraz, niezależnie od wieku, powinieneś zacząć odkładać prywatnie na emeryturę. Eksperci szacują iż przy obecnych trendach państwowa emerytura może wynosić zaledwie 30-40 procent ostatniego wynagrodzenia. Reszta musi pochodzić z prywatnych oszczędności. jeżeli masz 30 lat i odkładasz 500 złotych miesięcznie przez 35 lat, przy umiarkowanej stopie zwrotu możesz zgromadzić dodatkowe 400-500 tysięcy złotych na starość.

Jeśli prowadzisz firmę, przygotuj się na coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Może to oznaczać wyższe koszty pracy, konieczność inwestycji w automatyzację i robotyzację. Firmy które nie dostosują się do rzeczywistości kurczącego się rynku pracy mogą nie przetrwać. Warto już teraz myśleć o tym jak zastąpić ludzi maszynami tam gdzie to możliwe.

Ceny nieruchomości w wielu regionach Polski prawdopodobnie spadną z powodu zmniejszającego się popytu. Szczególnie dotknięte będą małe miasta i wsie, które mogą się dosłownie wyludnić. Z drugiej strony, atrakcyjne lokalizacje jak Warszawa, Kraków czy Trójmiasto mogą zyskać – bo ci co zostają koncentrują się w największych ośrodkach. Warto to brać pod uwagę przy planowaniu zakupu nieruchomości.

Finansowo najważniejsze to nie liczyć na państwo. System który funkcjonował przez ostatnie dekady nie przetrwa w obecnej formie. Musisz zadbać o siebie sam – oszczędności, inwestycje, prywatne ubezpieczenia. To brzmi brutalnie, ale to nowa rzeczywistość demograficzna.

Czy da się jeszcze coś zrobić

Demograf Krzysztof Mamiński ostrzega iż czas się kończy. Kobiety w tej chwili w wieku 20 lat to ostatnie pokolenie, które teoretycznie może odwrócić negatywny trend – ale musiałyby rodzić średnio po 3-4 dzieci każda. To mało prawdopodobne biorąc pod uwagę obecne realia społeczne i ekonomiczne.

Rząd wprowadza kolejne programy – Rodzina 800+, Mama 4+, ulgi podatkowe dla rodzin wielodzietnych. Ministerstwo Finansów analizuje możliwość rozszerzenia urlopów rodzicielskich czy zwiększenia dostępności żłobków. Jednak efekty takich działań widać dopiero po kilku latach, a zmiany są zbyt małe żeby odwrócić trend.

Jedynym realnym rozwiązaniem może być masowa imigracja. Polska musiałaby przyjąć kilka milionów imigrantów żeby skompensować ubytek naturalny. To wydaje się politycznie niemożliwe – żadna partia nie zdecyduje się na otwarcie granic w takim stopniu. Społeczny opór byłby ogromny, a konsekwencje polityczne dla rządzących fatalne.

Alternatywą jest radykalna zmiana modelu gospodarczego – masowe inwestycje w automatyzację, sztuczną inteligencję, robotykę. To może pozwolić utrzymać poziom życia pomimo malejącej populacji. Ale wymaga ogromnych nakładów na edukację, modernizację przemysłu, cyfryzację. Polska nie wydaje się na to gotowa.

Niektórzy eksperci postulują radykalne zmiany – od zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn po wprowadzenie „podatku od bezdzietności”. Takie rozwiązania budzą jednak kontrowersje i opór społeczny. Nikt nie chce być karany za decyzję o nieposiadaniu dzieci. A jednocześnie ktoś musi zapłacić za konsekwencje demograficzne tych decyzji.

Zmniejszanie się Polski to już pewnik

Portal Bankier.pl cytuje ekspertów, według których zmniejszanie się populacji Polski to już proces nie do zatrzymania – można go co najwyżej spowolnić. To fundamentalna zmiana w myśleniu o przyszłości kraju. Przez dekady żyliśmy w przekonaniu iż Polska będzie się rozwijać, rosnąć, bogacić. Teraz wiemy iż będzie się kurczyć.

Każdy rok zwłoki oznacza iż odwrócenie negatywnych trendów staje się coraz trudniejsze. Kobiety które dziś mają 20 lat zdecydują o tym czy za 30 lat będzie w Polsce 25 czy 20 milionów ludzi. Ich decyzje reprodukcyjne wpłyną na życie wszystkich Polaków przez kolejne dekady.

Problem w tym iż te kobiety patrzą na rzeczywistość i widzą wysokie koszty życia, brak mieszkań w przystępnych cenach, niepewność zatrudnienia, trudności w godzeniu pracy z opieką nad dzieckiem. I podejmują racjonalną decyzję – nie mieć dzieci lub mieć jedno. Z ich perspektywy to rozsądny wybór. Z perspektywy społeczeństwa to katastrofa.

Pytanie brzmi czy jesteśmy gotowi jako społeczeństwo zaakceptować konsekwencje tych indywidualnych wyborów. Niższe emerytury, wyższe podatki, kurczącą się gospodarkę, pustoszejące regiony. Bo to wszystko nieuchronnie nadejdzie jeżeli obecne trendy się utrzymają. I nadejdzie szybciej niż myślimy – pierwsze skutki odczujemy już za 10-15 lat, gdy system emerytalny zacznie trzeszczeć w szwach.

Idź do oryginalnego materiału