Zespół
The Beatles nie istnieje od 55 lat. Nie żyją też od dawna jego dwa członkowie,
John Lennon i George Harrison. Ale ich muzyka, szczególnie ta z ostatnich
albumów i napisana przez członków zespołu po jego likwidacji, trwa przez cały czas i
nadal wzrusza, inspiruje, przywołuje wspomnienia. Żyje.
Na
pewno żyje w nas, starszych i trochę mniej starszych ludziach.
Czy
żyje w nowym, telefonowym, tik tokowym i youtubowym pokoleniu, tego nie wiem.
Czy młodzi ludzie oszołomieni kolorową, komputerową nijakością dzisiejszych
idoli muzycznych, są w stanie zrozumieć, zaakceptować muzykę sprzed pół wieku ?
Tego nie wiem.
Ale
jakoś wciąż tak sobie myślę, iż piękno żyje i żyło będzie. W ludziach, bo
gdzieżby inaczej. Że mądrość wypłynie ponad obojętność, ponad bylejakość, ponad
głupotę wreszcie.
Ponad
6 lat temu miałem, ostatnią już w naszym świecie szansę, posłuchać w oryginale śpiewającego
i grającego Bitelsa, Paula McCartneya. Pisałem kiedyś o tym, więc tylko krótka
refleksja. Byłem zafascynowany starszym panem, wtedy chyba mającym 76 lat, który
przez ponad 3,5 godziny nie schodził na moment ze sceny, będąc jej dynamiczną,
ruchliwą jak obrazy na telebimach, częścią. I do tego jeszcze cały czas
śpiewał. W czwartej godzinie już mu się zmienił głos, zachrypł nieco, ale nie
odpuszczał.
Wysłuchaliśmy
wiele starych, bitelsowskich kompozycji, wiele nowszych, mccartneyowskich już,
a wszystko było genialnie obrobione i nasze stare serca wyrywały się z nas w
ten przestwór muzycznej przeszłości.
Pamiętam
nasze biedne lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku,
kiedy prawie zachodniej muzyki u nas nie było,
a to co słyszeliśmy, było z Radia Luxemburg, trzeszczące i wyjące zakłóceniami.
Ale cośkolwiek do Mielca wtedy docierało. Gdzie indziej może więcej.
I pamiętam,
jak wyjechałem na studia do Gliwic, ja, współwłaściciel radia Mazur, stojącego
dumnie na stoliku w mieleckim mieszkaniu, i już w akademiku przy ulicy
Łużyckiej usłyszałem wspaniałą muzykę orkiestrową. Pewnie z głośnika
kołchoźnika, bo skąd inaczej?
I
powiedziałem do kolego: to chyba Bach. On tak na mnie kpiąco popatrzył i
powiedział: nie, to zorkiestrowani Bitelsi. Yesterday.
To
było piękne. Pamiętam do dzisiaj tę kojącą serce, leczącą rany muzykę.
Już
wtedy Bitelsi stawali się klasyką.
I
tak jest do dzisiaj.
Nie
wiem, jaki będzie mielecki koncert The Beatles Symfonicznie w Mielcu, ale kto
ma wciąż żywą pamięć, chęć poznania nowego (to dla głównie młodych), czułe
muzyczne serce i pieniądze powinien spróbować.
Bo
już nigdy nie usłyszymy na żywo choćby samego, żyjącego wciąż, Paula McCartneya,
a próby grania tej muzyki w czwórkę, będą tylko jej karykaturą. Więc może
adaptacje orkiestrowe są jakąś sensowną propozycją i znowu zapełnią część naszej
pamięci.
Jak
mi kiedyś na zawsze utkwiło w głowie orkiestrowe Yesterday.