Takie pytanie zadaje sobie w tej chwili wielu i należą do nich nie tylko osoby przychylnie nastawione wobec Kościoła ale także te, których obecność Kościoła jakoś uwiera i chciałyby go zmarginalizować czy też całkowicie wyeliminować z życia społecznego. Kościół już wiele razy w ciągu swoich dziejów stawał na skraju i bywał w sytuacji głębokiego kryzysu, który, jak wielu się zdawało, może zakończyć się rychłym upadkiem, ale ten upadek nigdy nie następował co wielu uznaje za spełnianie się ewangelicznej obietnicy trwania do końca świata.
Dziś w Europie Kościół wyraźnie słabnie ale ci, których ten fakt zdaje się cieszyć, nie zauważają drugiej strony tego medalu, którą jest niepohamowana ekspansja innych religii, oraz wszelkiego rodzaju kultów i najdziwaczniejszych praktyk związanych z wróżbiarstwem, czy wprost z satanizmem. Oto niedawno szerszym echem rozeszła się informacja, iż we Wiedniu, który dawniej był centrum katolicyzmu, w tej chwili w szkołach podstawowych i średnich jest aż 41,2 proc. uczniów wyznających islam, zaś na chrześcijaństwo różnych wyznań przypada niespełna 34,5 proc., z czego na katolicyzm 17,5 proc. Jak widać nie jest to odchodzenie od chrześcijaństwa, tylko zastępowanie tej religii przez islam. Komu nie podoba się bicie dzwonów ten będzie musiał gwałtownie zaakceptować głos muezzina.
Nie znaczy to wcale, iż Kościół katolicki słabnie w ogóle. Następuje tylko zmiana jego punktu ciężkości. Kiedyś tym centrum katolicyzmu była Europa i jeszcze sto lat temu aż dwie trzecie wszystkich katolików na świecie mieszkało w Europie, choć w roku 1978, gdy papieżem został Karol Wojtyła, ten odsetek uległ zmniejszeniu do 35 proc. Dzisiaj, według ostatnich statystyk Watykanu, już tylko 20,4 proc. wszystkich katolików mieszka w Europie, tyle samo w Afryce, zaś aż 54 proc. w Ameryce. To tam jest dziś centrum katolicyzmu. Na dodatek w Afryce właśnie tempo przyrostu katolików jest największe i stamtąd wywodzi się dziś najwięcej nowych powołań zakonnych i kapłańskich, których w Europie już prawie nie ma.
Zatem z punktu widzenia przyszłości religii katolickiej, to co dzieje się dziś na Zachodzie jest mało istotne i można się tym mniej zajmować. Przecież z globalnym rachunku liczba katolików stale rośnie i osiągnęła, według oficjalnych danych Watykanu, liczbę prawie 1,4 mld. (1 389 573 000), co oznacza wzrost, w stosunku do poprzedniego roku, o 13,7 mln. Największy przyrost nastąpił w Afryce (7,2 mln.) oraz w Ameryce (5,9 mln.). Ubytek zanotowano tylko w Europie (- 470 tys.). Z tego też względu należy oczekiwać, iż nowy papież będzie pochodzi z tych rejonów świata, gdzie katolicyzm jest dynamiczny i się rozrasta, a nie z Europy, gdzie tkwi on dziś w zastoju. Wśród kręgów decyzyjnych, czyli kardynałów mających prawo do udziału w konklawe, ten spadek roli Europy także jest zauważalny. W roku 2013, gdy wybierano Franciszka, aż 52 proc. uczestników pochodziło z Europy, dziś ten odsetek spadł do 39 proc. i będzie spadał dalej.
Niewątpliwie istotną kwestią dotyczącą dziś Kościoła są kontrowersje między nastawieniem konserwatywnym, a choćby tradycjonalistycznym, a tym bardziej liberalnym. Dotyczy to wszelkich przejawów życia Kościoła, od liturgii począwszy, a na nauce moralnej skończywszy. Najbardziej progresywne i liberalne są lokalne kościoły w Europie Zachodniej, czyli te najszybciej tracące wiernych i wprost wymierające, zaś najbardziej dynamiczne są tradycyjne wspólnoty w Afryce. Widać co, na dłuższa metę, ma przyszłość, a co tej przyszłości nie ma.
Patrząc na pontyfikat Franciszka nasuwa się porównanie ze wcześniejszym, o prawie 140 lat, pontyfikatem Leona XIII. Widać tu istotne podobieństwa. Leon XIII rządził Kościołem w czasach kiedy narastały poważne problemy społeczne związane z rozwojem kapitalizmu i zaistnieniem kwestii robotniczej, którą podjął Karol Marks i inni socjaliści. Papież podjął te wyzwania i śmiało zabierał głos w sprawach robotników, domagając się godziwej zapłaty za pracę, przez co był nazywany papieżem robotników. Efektem jego zaangażowania społecznego była encyklika „Rerum novarum”, gdzie Kościół odpowiedział na wyzwania cywilizacyjne nie zmieniając jednak swego nauczania w kwestiach moralnych i doktrynalnych. W wielu sprawach jego rozwiązania wydawały się podobne do tego co proponowali socjaliści choć nigdy nie godził się na zniesienie prawa własności.
Papież Franciszek także miał na względzie sprawy biednych i do niech się odnosił, co nie zawsze było rozumiane w bogatej Europie. Próbował on także odpowiadać na problemy jakie stawiały liberalne elity w postaci zagrożenia zmianami klimatycznymi, a choćby kwestiami związanymi z ideologią gender. Podobnie jak Leon XIII, także Franciszek nie dokonał poważnych zmian doktrynalnych, które były postulowane przez niektóre episkopaty z Zachodniej Europy, jak też zdecydowanie występował przeciwko aborcji. Jednak pojawiające się dwuznaczności spowodowały, iż wiele środowisk, najczęściej tradycjonalistycznych, otwarcie krytykowało papieża Franciszka zarzucając mu odejście od zasad doktrynalnych. Podobna sytuacja, może choćby w większym nasilaniu, występowała za czasów Leona XIII, gdy w niektórych kościołach modlono się choćby o to, żeby Bóg uwolnił Kościół od „masońskiego papieża”, zaś hiszpańscy i francuscy rojaliści mieli za złe temu papieżowi, iż w encyklice „Immortale Dei” uznał prawa republikańskiej władzy.
Wiemy, iż po Leonie XIII papieżem został, nastawiony o wiele bardziej tradycjonalistycznie, Pius X. Na podobną ewolucję dzisiaj wskazywać mógłby i sam Franciszek, który wielokrotnie, także u progu śmierci, modlił się przy grobie św. Piusa X. Teraz jednak, przy obecnym stanie Kościoła, a szczególnie jego hierarchii, trudno oczekiwać by nowym papieżem mógł zostać ktoś przypominający Piusa X, jak choćby pochodzący z Afryki kardynał Robert Sarah. Wydaje się, iż na taką zmianę i zdecydowany zwrot w kierunku tradycjonalizmu pozostało za wcześnie i dziś bardziej prawdopodobny wydaje się wybór kardynała skłonnego godzić różne tendencje, takiego, który dopiero przygotuje Kościół na pontyfikat papieża podobnego do św. Piusa X. Aczkolwiek, mając na względzie działanie Ducha Świętego podczas konklawe, nie można przecież stawiać mu żadnych ograniczeń i zawsze trzeba być gotowym na nieoczekiwany wybór.
Stanisław Lewicki