Duże kontrowersje budzą plany demontażu organów w Filharmonii Lubelskiej. Sprzeciwia im się wielu przedstawicieli środowiska muzycznego, którzy zbierają podpisy pod petycją o zachowanie instrumentu.
Tej sprawie jest poświęcona dzisiejsza (11.08) debata w Radiu Lublin. Gośćmi naszej rozgłośni są: dr Dominik Mielko – dyrektor Filharmonii Lubelskiej, dyrygent, prezes Lubelskiej Akademii Muzyki Dawnej, prof. Teresa Księska-Falger – była dyrektor naczelna (1996–2003) i artystyczna (1997–2009) lubelskiej filharmonii, pianistka, animatorka życia muzycznego, Jerzy Kukla – wybitny organista i organmistrz, dyrygent, animator życia muzycznego. Debatę poprowadziła red. Agata Koss-Dybała z Radia Lublin.
W czerwcu decyzją samorządu województwa lubelskiego organy znajdujące się w Filharmonii Lubelskiej od 1997 roku stały się jej własnością. A już 15 lipca został ogłoszony przetarg na demontaż i wykonanie projektu nowego instrumentu. Przetarg ten został unieważniony, a potem ponownie ogłoszony 24 lipca. Jak się okazało, 8 sierpnia i ten drugi przetarg został unieważniony. Skąd te decyzje?
– Unieważnienie przetargu wynikało ze względów finansowych. Kwota przekraczała nasze możliwości w tym momencie – odpowiada dr Dominik Mielko. – Przygotowujemy się do modernizacji sali koncertowej Filharmonii Lubelskiej. Zależy nam na poprawie akustyki, funkcjonalności i estetyki sali. Myślę, iż wszyscy wiemy, iż akustyka niestety nie jest tam najlepsza. Bardzo się pogorszyła po remoncie z 2016 roku. Ale dziś chciałbym powiedzieć o funkcjonalności sali. Scena do stołu organowego ma zaledwie 9,40 metrów, a do szafy organowej jest to zaledwie 8,90 metrów. To są wartości, które bardziej pasują do ośrodka kultury, a nie do poważnej instytucji, jaką jest filharmonia. Przy dużych składach symfonicznych czy organizacji koncertów z chórami, koncertów oratoryjnych mamy poważny problem z ustawieniem zespołu, ale także mniejsze obsady wymagają od nas kompromisów. To jest trudne dla muzyków.
– Przeprowadziliśmy różne analizy, badania, także akustyczne, które pokazały, iż front organów ma charakter bardzo dyfuzyjny, czyli rozprasza dźwięki w sposób niekontrolowany i pochłaniający. Jest to pułapka dźwiękowa, czyli muzycy nie mają bardzo ważnego odbicia od ściany. Stąd pomysł, żeby znaleźć kompromis. Okazuje się, iż za sceną, w połowie jej wysokości znajduje się wnęka, w której można zbudować nowy instrument organowy – mówi dyrektor filharmonii. – Poza tym, patrząc historycznie, organy były wykorzystywane bardzo rzadko – to są jeden, dwa koncerty w roku, a frekwencja na nich była dosyć niska. Moim głównym celem jest wsparcie orkiestry symfonicznej, ona jest dla nas najważniejsza. A wydaje mi się, iż województwie lubelskim nie ma takiej sali, w której orkiestra mogłaby naprawdę profesjonalnie występować. Dlatego zależy mi na tym, żeby ta sala była taką perełką.
– Organy nie wpływają na akustykę sali. Natomiast sprawą zasadniczą są gołe ściany w filharmonii, które pojawiły się po remoncie w roku 2016. Już pominę kwestię estetyki, bo ona dla mnie jest świadectwem tego, iż nikt nie myślał, tworząc adekwatnie od nowa salę, o tym by było tam nie tylko wspaniałe brzmienie, ale i piękny wystrój – mówi prof. Teresa Księska-Falger. – W latach mojej dyrektury na ścianach w filharmonii były wykładziny drewniane. Nad estradą były dwa wspaniałe balkony, które także wspierały struktury brzmieniowe. Na tych balkonach stawały chóry, które wykonywały dzieła instrumentalno-wokalne. Dzięki tym balkonom filharmonia utrzymywała wszelkie możliwości wykonawcze. To, co zostało zrobione w 2016 roku, to jest nie tylko pozbawienie akustyki sali, która była z natury przeznaczona do wykonywania muzyki, ale zostało zrobione coś, co przeczy jakiejkolwiek estetyce i kulturze muzycznej. To formuła industrialna, której nigdy nie zaakceptowałam. Prosiłam wielokrotnie o zmianę takiego myślenia o tym miejscu. Niestety nie znaleźli się odważni, którzy powstrzymaliby głównego architekta Bolesława Stelmacha. I on po prostu zrobił filharmonię, jaką chciał.
– o ile chodzi o zagadnienie organów w sali koncertowej, to absolutnie się nie zgadzam z argumentem, iż organy mogą psuć akustykę. Gdy chodzi o wszelkiego rodzaju symulacje komputerowe, trzeba pamiętać o jednym. Znakomita, niestety już zlikwidowana, firma produkująca głośniki Tonsil – oprócz wszelkich pomiarów elektronicznych – miała wyselekcjonowaną grupę słuchaczy, którzy nowe produkty testowali na zasadzie czysto słuchowej. I dzięki temu dobierano tak znakomite proporcje, iż legendarne już dzisiaj głośniki były hitem eksportowym. Wrażenia słuchowe są w tym przypadku najważniejsze – stwierdza Jerzy Kukla. – Lubelska filharmonia to nie jest jedyna sala, w której na estradzie są ustawione organy. I jakoś nikt nigdzie nie zgłasza pretensji, jakoby miały psuć akustykę. W dodatku nie wiem, kto pana dyrektora konsultował w dziedzinie czysto organowej, ale ktoś pana chce wpakować na naprawdę wybuchową minę. Po pierwsze są to organy firmy Alexander Schuke. To jedna z najznakomitszych firm europejskich, która ma w swoim dorobku – oprócz instrumentów w wielkich katedrach – organy w sali Gewandhaus w Lipsku, wielki dziewięćdziesięciodwugłosowy instrument jak najbardziej umieszczony na estradzie. Walory brzmieniowe lubelskiego instrumentu były niejednokrotnie wysoko oceniane przez wirtuozów. Przemawia za tym choćby fakt, iż Joachim Grubich nagrał na nim płytę nagrodzoną Fryderykiem. A jest muzyk wyjątkowo wybredny, jeżeli chodzi o dobór instrumentów. O czymś to świadczy.
Jak dodaje Jerzy Kukla, rozpiętość rejestrów lubelskich organów pozwala grać zarówno muzykę Bacha, jak też współczesną: – Jest to instrument naprawdę znakomity. Jego zastąpienie będzie – moim zdaniem – wstydem na całą Europę.
– Zgadzam się w 100% z tym, co pani profesor Księska Falger powiedziała o sali, dlatego chcemy tę sytuację wyprostować. Planujemy wybudowanie balkonów i przedłużenie już istniejących aż do estrady. To będą dodatkowe miejsca dla widowni. Mamy małą salę, 554 osoby, chcemy mieć ponad 600 osób. I to jest osiągalne. Bardzo ważne jest także odbicie dźwięku od balkonów. Oczywiście akustyka w poprzedniej sali była doskonała. Gołe ściany chcemy więc zastąpić panelami akustycznymi, czyli sięgamy do tradycji – mówi dyrektor Mielko.
– Zgadzam się też z panem organmistrzem, iż te organy są znakomite, co prawda stworzone do muzyki solistycznej. Można na nich grać pełen przekrój utworów. Ale nam zależy na organach, które będą dobrze współpracowały z orkiestrą symfoniczną. Dlatego w przetargu ogłosiliśmy, iż musi być to kontuar mobilny, który pozwoli na umieszczenie go w każdym miejscu – dodaje dyrektor filharmonii. – Przejrzałem programy od 1997 roku i organy były używane naprawdę sporadycznie. W filharmonii nie powstał żaden festiwal organowy. Gdyby to były tak mistrzowskie organy światowej klasy, jestem pewien, iż wszyscy chcieliby tu nagrywać płyty, organizować festiwale i koncerty.
– To nie jest wina organów, iż one są nieużywane, iż Filharmonia Lubelska nie ma na nie pomysłu i iż się nie organizuje koncertów. W Filharmonii Śląskiej profesor Władysław Szymański od 2014 roku organizuje pięć solowych recitali organowych przy pełnej sali – mówi Jerzy Kukla.
– Zorganizowałem trzy recitale: profesora Romana Peruckiego, który jest uznawanym organistą, Władysława Szymańskiego, Adama Tańskiego. Na recitalu Romana Peruckiego było 205 osób, a Adama Tańskiego 140. Na wielkim jubileuszu 25-lecia organów było 300 osób. A bilety były tanie – odpowiada dr Dominik Mielko.
– To, iż organy były niewykorzystywane jako instrument solowy, nie przekreśla tego, iż żyły w kompozycjach, w których współgrają z orkiestrą. W związku z tym były używane wielokrotnie. Tych koncertów było znacznie, znacznie więcej. Kiedy się mówi, iż było tyle, a tyle występów solowych, mówimy tylko o części repertuaru – zauważa prof. Księśka-Falger. – To instrument królewski, zaprogramowany zarówno na działania solowe, jak i kameralne, symfoniczne i z organami w roli głównej. To jest wspaniały instrument.
Czy organy zostaną zdemontowane i już nie wrócą do filharmonii, a w ich miejsce powstaną nowe?
– Tak jak mówiłem, szukaliśmy kompromisu, Zdajemy sobie sprawę, iż poważna sala koncertowa powinna mieć organy. Dlatego wspomniałem o niszy i tam planujemy zbudować organy. Poddawaliśmy analizie, czy warto przebudowywać te – to jest ciągle w grze. Natomiast przebudowa może uszkodzić ten instrument – odpowiada dyrektor filharmonii. – Rozmawiałem z organmistrzem, panem Deszczakiem. Wydaje się rozsądniejsze te organy sprzedać do jakiejś świątyni w województwie lubelskim, gdzie będą służyły na chwałę Pana, ale będzie tam też można wykonywać znakomite recitale. A w Filharmonii Lubelskiej niech powstanie instrument symfoniczny, który nie będzie zabierał miejsca na scenie. Muzycy orkiestry podkreślają, iż scena jest bardzo niewygodna i to iż kotliści muszą siedzieć na szafie organowej, naprawdę nie jest komfortowe.
Te organy w 1997 roku kosztowały około 2 milionów złotych. To są pieniądze publiczne. Ile teraz te organy byłyby warte?
– Wstępne analizy pokazały, iż mogłoby to być milion złotych. Organy to jest instrument klawiszowy, one nie zyskują na wartości. Fortepiany w prestiżowych salach wymienia się co dwa, trzy lata. Organy oczywiście nie, chociaż jest masę przykładów z sal koncertowych, na przykład z Chicago Symphony Center, gdzie organy w 1966 zostały usunięte i ponownie zamontowano nowy instrument. Były dokładnie te same powody co teraz: poprawa akustyki sali i zwiększenie sceny – mówi dr Dominik Mielko.
– Chciałbym odnieść się do założeń nowych organów. Mają one być instrumentem współpracującym z orkiestrą. Po pierwsze obecny instrument może równie dobrze mieć alternatywny elektryczny stół gry. Jest to tylko sprawa wykonania takiego stołu i podwójnego sterowania elektrycznego przy zachowaniu dotychczasowego mechanicznego. Po drugie, wciśnięcie organów w niszę to jest katastrofa akustyczna. To są owoce działań architektów, dla których własna wizja jest ważniejsza od praw fizyki. Strata dynamiki i wytłumienie są niewyobrażalne. Organy w Filharmonii Śląskiej mają zostawioną tylko fasadę, a całe są we wnęce. Mają 36 głosów. Prof. Szymańskiego mi powiedział, iż o ile się gra koncerty Haendla, te organy wystarczają. Już do koncertów Rheinbergera, które mają zaledwie sinfoniettę (orkiestrę o zmniejszonym składzie – red.), a nie skład symfoniczny, są za słabe. A trzecia symfonia Saint-Saënsa, najbardziej znanej utwór na organy z orkiestrą, je po prostu przykrywa. Tego typu instrument w niszy będzie dysfunkcyjny – uważa natomiast Jerzy Kukla.
AKD / opr. ToMa
Na zdj. od lewej: Jerzy Kukla, prof. Teresa Księska-Falger, dr Dominik Mielko i red. Agata Koss-Dybała / fot. RL