Kamil Majchrzak po absencji w 2023 i 2024 roku wrócił, choć na krótko, do rywalizacji we French Open. Przerwa spowodowana była zawieszeniem po pozytywnym wyniku testu antydopingowego, choć polski tenisista udowodnił swoją niewinność. „Dalej mam traumę” – przyznał po odpadnięciu w pierwszej rundzie.
Od powrotu Majchrzaka do rywalizacji minęło już prawie półtora roku, ale wciąż sprawa dyskwalifikacji jest tematem, do którego dziennikarze wracają na spotkaniach z nim. Nie inaczej było po niedzielnej porażce w Paryżu z Serbem Hamadem Medjedovicem 3:6, 3:6, 6:7 (2-7).
„Dla mnie to temat rzeka” – powiedział 29-latek, który bez cienia irytacji znów dzielił się szczegółami z mrocznego okresu.
Kilka badań przeprowadzonych w 2022 roku wykazało obecność w organizmie zawodnika substancji zabronionych. Międzynarodowa Agencja ds. Uczciwości w Tenisie (ITIA) zgodziła się z tym, iż Majchrzak nie spożył ich świadomie ani celowo. Mimo to został zdyskwalifikowany na 13 miesięcy. W efekcie stracił wszystkie rankingowe punkty i od stycznia 2024 roku mozolnie piął się na liście ATP.
Zapytany przez PAP, czy po tych wydarzeniach kontrole antydopingowe wywołują teraz u niego większy stres, przyznał wprost: „Dalej mam traumę”. Następnie przytoczył historię z kwietniowego turnieju w Marrakeszu, w którym dotarł do półfinału.
„Mimo iż wiem, iż wciąż absolutnie nie robię nic, żeby mogło wyjść coś nie tak, to siedzi mi to z tyłu głowy. Po wygranym ćwierćfinale miałem kontrolę antydopingową. Gdy zobaczyłem kontrolera, to zamiast cieszyć się z awansu, pierwsze co miałem w głowie, to iż znowu będę musiał czekać kilka tygodni na wynik. Nie jest to fajne uczucie, gdy robię dobre rezultaty, a martwię się, żeby znowu jakichś jaj nie było. Test oczywiście wrócił czysty” – zrelacjonował.
Na prawym przedramieniu Majchrzak ma wytatuowane zdanie „Against all odds”, co znaczy „Pomimo wszelkich przeciwności”.
„Już nie pamiętam, w którym miesiącu, ale zrobiłem go w trakcie zawieszenia” – przyznał.
W całej sprawie Majchrzak największy żal ma o przewlekłość procedur, które jak w ubiegłym roku pokazały przykłady Jannika Sinnera oraz Igi Świątek, mogą trwać znacznie krócej. Dla piotrkowianina lepiej było zaakceptować zaproponowaną ugodę, niż wyczerpać procedurę odwoławczą i dochodzić niewinności przed Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu (CAS).
„Dostałem decyzję po siedmiu, ośmiu miesiącach i to była jedynie propozycja ugody. Miałem dużą szansę wygrać tę sprawę, ale mogłoby to nastąpić po 18 miesiącach. To po co mi było czekać dłużej, jak chciałem wrócić i grać” – podkreślił.
Obserwując Majchrzaka, trudno nie być pod wrażeniem jego postawy w całej sytuacji. Mozolnie pracując, po ponad roku wrócił do najlepszej setki tenisistów na świecie.
„Na pewno nie jestem tą samą osobą, co przed sprawą. Tenis nie jest już dla mnie całym życiem. Gdy wygrywałem byłem w euforii, a porażki były katastrofą. Teraz mam to zdecydowanie bardziej wyważone. Mogę choćby zaryzykować twierdzenie, iż granie sprawia mi większą przyjemność niż wcześniej, choć nie zawsze to widać” – przyznał przybity porażką z Medjedovicem.
„Przed turniejem czułem się bardzo dobrze. Mimo iż nigdy w Paryżu nie miałem większych wyników, to miło było wrócić do turnieju głównego bez przebijania się przez kwalifikacje. Mam nadzieję, iż w przyszłym roku nie będę już tylko statystą, ale zagram więcej niż trzy sety” – podsumował swój występ.
Znając jego nieustępliwość, jest na to szansa. (PAP)



