Finał US Open bez Igi Świątek

bialyorzel24.com 3 godzin temu

Jestem dumna z tego, co zrobiłam w tych okolicznościach – mówiła po ćwierćfinale US Open Iga Świątek. Kibice, jak to kibice – byli niepocieszeni. Zachodzili w głowę, jak można przegrać z kimś 4:6, 3:6, skoro kilka tygodni wcześniej zaserwowało się mu tenisowego „bajgla” 6:0, 6:0. Okazało się, iż można, gdy się słabo… serwuje.

W Nowym Jorku wszystko szło w dobrą stronę, aż w ćwierćfinale Igę Świątek zawiódł serwis. Fot. Iga Świątek/facebook

Wspomniane kilka tygodni to w istocie dobre półtora miesiąca, które dzieliło finał Wimbledonu od kolejnego meczu Polki z Amandą Anisimową. Nad Tamizą Amerykanka nie potrafiła wejść na swój poziom, z gema na gem traciła rezon, lała łzy, gdy mecz jeszcze trwał i została przez Igę „wbita w kort”. Londyńskie korty nie widziały takiego rozstrzygnięcia w tej fazie turnieju od… 1911 roku.

Po sukcesie w najbardziej prestiżowych zawodach komplementy zbierała nie tylko Iga. Uznanie swej klasy zyskał wreszcie nad Wisłą nowy trener Polki Wim Fissette, wcześniej tu i ówdzie posądzany o to, iż jedzie na tzw. „picu”, czyli oczywistym talencie gwiazd, które trenuje. Ucichły też głosy „anty-fanów” Darii Abramowicz, tradycyjnie wytykających psycholog, iż jest jej w życiu tenisistki za dużo.

Akcje poszły w górę

Przed przybyciem do Nowego Jorku akcje Świątek wróciły na poziom tych sprzed ponad roku, kiedy to raszynianka w finale French Open rozgromiła Jasmine Paolini (6:2, 6:1). Krótko przed US Open Iga doszła do finału „tysięcznika” w Montrealu, gdzie lepsza okazała się Clara Tauson. Dunka wprawdzie była bezradna wobec Polki w 1/8 Wimbledonu, ale miała mieć wtedy problemy z oddychaniem.

Cincinnati Open odbywał się już bezpośrednio przed zawodami w Nowym Jorku. Świątek nie straciła w nim seta, poradziła sobie z Jeleną Rybakiną, w finale z Paolini i wyrosła na mocną faworytkę ostatniego w roku turnieju wielkiego szlema.

Po meczu Iga Świątek i Amanda Anisimowa gratulowały sobie dobrej gry. Fot. Iga Świątek/facebook

Anna stanęła, Iga ruszyła

Na betonowych kortach Flushing Meadows nie gra się łatwo. Tenisistom dokucza wilgotność powietrza, a niektórym wrzawa na trybunach (kibice nie przesadzają z bezstronnością…). Koncentracji nie ułatwiają fruwające nad kortami samoloty. Iga jednak dzielnie pokonywała kolejne przeszkody, acz nie bez trudu.

W II rundzie Holenderka Suzane Lamens najpierw łatwo oddała seta (1:6), by w drugim zmienić grę, wyrównać stan meczu (6:4), a w trzeciej partii drogo sprzedać skórę (4:6). W meczu III rundy setów było mniej, za to problemy nadeszły już na starcie, bo Anna Kalinskaja rewelacyjnie wyszła z bloków. Prowadziła 5:1, ale nie zamknęła meczu, Iga złapała swój rytm i dopadła Rosjankę w tie-breaku. Druga partia była już w miarę z górki, choć wynik 6:4 tego nie potwierdza.

W IV rundzie na raszyniankę czekała kolejna rywalka znad Wołgi. Jekaterina Aleksandrowa w wielkich szlemach nie dotarła nigdy do ćwierćfinału, ale to solidna firma, rok temu pokonała Igę w Miami Open. Twardy opór Rosjanki nikogo by nie zdziwił, tymczasem Polka zaliczyła mecz szybki, łatwy i przyjemny (6:3, 6:1).

Anisimowa w IV rundzie też miała z górki, pokonała 6:0, 6:3 Brazylijkę Beatriz Haddad Maję, ale przed ćwierćfinałem eksperci, bukmacherzy i wyznawcy tzw. psychologicznej przewagi stawiali na Igę.

Zabrakło serwisu

Ciężar upokorzenia z Londynu miał związać Amerykance ręce i nogi. Ta jednak odrobiła lekcję i stare, wytarte prawdy – „każdy mecz to inna historia”, „mecz meczowi nierówny” – objawiły swą moc na Arthur Ashe Stadium. Iga rozpoczynała każdy set idealnie, od przełamania, ale rywalka tym razem nie pękała. Odpowiadała pięknym za nadobne, czerpała siłę ze wsparcia kibiców, a ci mieli co oglądać.

Mecz stał na wysokim poziomie z jednym wyjątkiem – Iga kaleczyła serwis. Dzięki temu Amanda imponowała skutecznymi returnami, szczególnie gdy Polka musiała raz po raz grać drugie podanie.

Zdecydował serwis. Nie zdobyłam tylu punktów przy jej serwisie, ile bym chciała, a ja miałam kłopoty z moim pierwszym podaniem – tłumaczyła raszynianka. – Byłam gotowa na ciężkie spotkanie, nikt nie zakładał powtórki z Wimbledonu. Takie myślenie byłoby irracjonalne – dodała.

Wróci zdeterminowana

To najcenniejsze zwycięstwo w moim życiu. Pracowałam na nie ciężko. Iga jest jedną z najtrudniejszych rywalek. Wiedziałam, iż będę musiała wspiąć się na wyżyny – opowiadała po wszystkim Anisimova, która wygrała zasłużenie, ale żeby było ciekawiej, piłkę kończącą całą zabawę zagrała po taśmie.

Polka straciła szansę na drugi triumf w Nowym Jorku, skomplikowała sobie też drogę do odzyskania pozycji liderki rankingu WTA. Kibice znad Wisły byli tym bardziej smutni, iż ostrzyli sobie zęby na hitowy mecz z Naomi Osaką. Amerykankę od niedawna prowadzi Tomasz Wiktorowski, z którym Iga wywalczyła 4 tytuły w wielkim szlemie, w tym w US Open (2022).

Świątek przyznała, iż w Nowym Jorku zmagała się z wieloma kłopotami. – Rozgrywanie meczów bez treningów w dni wolne, radzenie sobie z problemami ze stopą, pokonywanie wielu trudności. Dotarliśmy do ćwierćfinału z olbrzymim obciążeniem i jestem dumna z tego, co zrobiłam w tych okolicznościach. Wrócę w przyszłym roku z ogromną determinacją – komentowała występ w mediach społecznościowych.

Zwyciężczynią turnieju kobiet US Open 2025 została Aryna Sabalenka. W finale rozegranym 6 września pokonała pogromczynię Igi – Amandę Anisimovą, zdobywając swój czwarty wielkoszlemowy tytuł w karierze.

Epicki mecz Kamila

Z pozostałych Polaków w pamięci fanów tenisa, nie tylko polskich, zapisał się Kamil Majchrzak, który w II rundzie wziął rewanż na Karenie Chaczanowie za porażkę w Wimbledonie. W Nowym Jorku piotrkowianin przegrywał w setach 0:2, w piątym 2:5, ale obronił 5 meczboli i wygrał przegrany mecz 2:6, 6:7 (4-7), 6:4, 7:5, 7:6 (10-5). Za sukces zapłacił dużą cenę – nabawił się kontuzji żeber i w meczu III rundy, w którym grał z niżej notowanym Szwajcarem Leandro Riedim, skreczował w I secie przy stanie 3:5.

Reszta Polaków nie poszalała nad rzeką Hudson, ale wypada docenić awans do III rundy i możliwość gry z Coco Gauff w wykonaniu Magdaleny Fręch. Magda Linette zakończyła singlową przygodę już w I rundzie. W deblu wspólnie z Japonką Shibaharą wygrała jeden mecz. Jan Zieliński, który w grze podwójnej występował w parze z Czechem Adamem Pavlaskiem, posmakował dwóch zwycięstw, co w deblu oznacza awans do 1/8 zawodów.

Polski akcent

To by było na tyle, ale jeżeli kto interesujący tzw. nadwiślańskich tropów, to warto dodać, iż w US Open triumfowała tenisistka, która całkiem dobrze mówi po polsku. Gabriela Dabrowski reprezentuje Kanadę, ale jej ojciec to Polak. 30-letnia tenisistka wspólnie z Nowozelandką Erin Routliffe triumfowała w deblu.

Dla pani Gabrieli to nie pierwszyzna – wygrała US Open trzeci raz (także w 2023 i 2025 r.), a wcześniej French Open (2017), Australian Open (2018) w grze mieszanej. – Chciałabym podszkolić język i jeszcze lepiej poznać kraj. Uwielbiam polską kulturę, jedzenie, cieszę się z mojego pochodzenia – podkreśla zwyciężczyni US Open 2025.

Tomasz Ryzner

Idź do oryginalnego materiału