Ewa Bem w Polskim Radiu RDC: powiedzieli mi, iż nie ma mowy, żebym z taką chrypą śpiewała

2 godzin temu

Gościem Nuli Stankiewicz i Janusza Strobla w specjalnym wydaniu audycji „Trzeba marzyć” była Ewa Bem. Jedna z najważniejszych polskich wokalistek, nazywana „pierwszą damą polskiego jazzu” na naszej antenie opowiedziała o swojej muzycznej historii.

W latach 60. brat piosenkarki, Aleksander, zabrał ją, jeszcze nieletnią, do klubu Stodoła w Warszawie. Odbywał się tam nabór do Grupy Blusowej Stodoła. Dyrektorem muzycznym był wtedy pianista Mariusz Mroczkowski. Młoda Ewa Bem zaprezentowała wtedy utwór „Zaśnij”.

To taka była Alka piosenka, jedna z pierwszych jego kompozycji. I ja tę piosenkę zaśpiewałam, a on dodawał tylko basy. Miał niesamowity słuch harmoniczny, dosłownie wystarczyło, iż jakąś tonikę dołożył, czy coś, i robił się nagle akord. No i on tam po pierwszej zwrotce już powiedział, iż biorę. Ja wtedy zaczęłam śpiewać, ale jeszcze robiłam przecież szkołę, kończyłam szkołę. No ale już to mnie tak zaczęło wsysać, bo to jest taki zawód właśnie, a to wystąpiłam w jakimś interklubie, to wieczorem, czy choćby w nocy. No to ja już byłam Jenny Joplin, bo byłam schrypnięta totalnie. Ja wtedy nie panowałam nad gardłem, śpiewałam całą sobą, to się na strunach mściło. I jedna połowa redaktorów stwierdziła, iż Ella Fitzgerald, druga połowa redaktorów, iż Janis Joplin. A ja ani tu, ani tu, bo ani jedna, ani druga. To nie były wtedy moje faworytki. No i tak to się zaczęło — mówiła na naszej antenie.



W latach 70. i 80. warszawski klub Stodoła spełniał również funkcję towarzyskiego miejsca spotkań.

Czasy, kiedy ludzie się spotykali od koła gospodyń wiejskich, iż siadały tam i tam skubały te kury. I każda mówiła jakie ma kłopoty, i to była tak jak najlepsza sesja u psychoterapeuty. I teraz, mówimy, te rozmowy ze sobą, które naprawdę potrafią wyleczyć w jedną chwilę, jeżeli się trafi na odpowiednią osobę, z którą się rozmawia, jeżeli się trafi na osobę, która cię słucha. Myśmy chyba o tym przede wszystkim zapomnieli, iż my się nie słuchamy wzajemnie. Ktoś mówi, no tak, tak, tak, machasz tą głową, tu wpada, tu wypada i na ziemię spada. To tego nam bardzo brakuje — wskazała Ewa Bem.


Wokalistka nie uczyła się śpiewu, ale chciała.

Już śpiewałam wtedy i po klubach, i w Żaku, i w Gdańsku, i tak dalej. Ale coś mnie tak zakręciło, iż dobrze by było też i fachowej trochę tutaj porady uzyskać. I się chciałam wbić do szkoły muzycznej na Bednarską. To się nazywał Wydział Rozrywki chyba. I po egzaminach, tam jakieś były chyba kolejne fazy tych egzaminów, jak już rozczytałam jakiś trójdźwięk, to przybyła pani dyrektor i powiedziała, iż „komisji się podobało. No ale niestety z taką chrypą dziewczyno, to nie mam mowy, żebyś tu śpiewała. Więc możemy Cię tylko przyjąć na wydział początkowy”. To był jednak bunt taki mały rzeczywiście. Ja już normalnie śpiewałam w klubach i tego nie zaliczyłam. Notabene, wiele, wiele lat później, no nie wiem, może dwadzieścia czy trzydzieści, ta sama szkoła, tylko już w osobie innej pani dyrektor, którą serdecznie pozdrawiam, zgłosiła się do mnie i namawiając mnie przez pół roku, namówiła mnie na wykładanie improwizacji jazzowej. Tak iż tak właśnie dostałam jakoś taką Bednarską — opowiadała wokalistka.

Jednym z bardziej znanych utworów artystki jest „Żyj kolorowo”. Muzykę do niej skomponował sam Jan Ptaszyn Wróblewski. Utwór został nagrany w 1979 roku.

To jest rok urodzin mojej córki Pameli. I to już było gotowe. Podkład był gotowy i Janek chyba był już choćby tutaj w studiu na Myśliwieckiej. Już czekał na mnie, a ja pojechałam na porodówkę w celu ważniejszym. No i ta piosenka na mnie zaczekała. Ja chyba szybciutko potem ją nagrałam. I rzeczywiście stał się to hit. Byłam tak i uradowana niezmiernie, ponieważ, no było nie było, jest to jazzowa piosenka i trudno jej to odebrać. A jednak miała ogromne powodzenie. A po drugie dlatego, iż ja wielbię i zawsze wielbić będę Ptaszyna — mówiła Bem.


Jak mówiła wokalistka, Wojciech Młynarski miał na nią duży wpływ i napisał dla niej wiele tekstów piosenek. Jednym z uwielbianych przez fanów utworów jest „Moje serce to jest muzyk”.

Ale nie przeze mnie ukochanych. Też ma swoją historię taką, iż też była nagrywana w Łodzi. Ktoś z Łodzi, ktoś z Radia Łódzkiego zadzwonił do mnie, a ja byłam młodziutka wtedy, wchodząca dopiero na rynek, iż jest tutaj podkład i trzeba by było nagrać. Piosenka bardzo ładna, Jacek Mikuła, to znane nazwisko Państwu, i Wojtek Młynarski, no więc taki tandemik, prawda, żeby przyjechać i to nagrać. No ja przyjechałam, posłuchałam, nie bardzo mi się podobała i też nie była właśnie w mojej tonacji, co słyszę do dzisiaj, jak słyszę pierwsze nagranie, to słyszę, iż tam już ojej, staje na palcach. No i zaśpiewałam tą piosenkę, pojechałam sobie do domu tam, dostałam 200 zł, a może i nie. I potem nagle ja słuchałam, a to hit się zrobił. I do dzisiaj ja muszę tę piosenkę śpiewać na koncercie, muszę — tłumaczyła.


Ewa Bem zdradziła także, ze idzie teraz w duety i oceniła swój zeszłoroczny występ w Sopocie.

Z kimś, kogo kocham, miłością naprawdę wielką. Vito Bambino się nazywa. Mateusz Vito Bambino. Wygooglacie go gdzieś sobie i posłuchajcie. Pisze piękne teksty, piękne, naprawdę o czymś. Chociaż reprezentuje ten nurt taki bardzo nowy, trochę rapowy, ale mówi językiem, no naprawdę arcyciekałym. Jest świetnym chłopakiem, świetnym facetem

Ewa Bem zadebiutowała w latach 70. w zespole Bemibem, gwałtownie zdobywając uznanie dzięki charakterystycznemu, ciepłemu głosowi i mistrzowskiej interpretacji jazzowych oraz własnych kompozycji.

Ma na koncie kilkanaście albumów, występy na prestiżowych festiwalach w kraju i za granicą, a jej przeboje takie jak „Podaruj mi trochę słońca” czy „Moje serce to jest muzyk” na stałe wpisały się w historię polskiej muzyki.

Czytaj też: Wojtek Mazolewski w Polskim Radiu RDC: To muzyka jest naszym przewodnikiem

Idź do oryginalnego materiału