Nie można wejść. Nie można wyjść
- Czegoś takiego w życiu nie przeżyłam, a byłam na wielu koncertach. Nie dało się wyjść! Po raz pierwszy prawie dostałam ataku paniki
- mówi 30-letnia Dorota z Retkini, która chwilę wcześniej została wyprowadzona ze strefy festiwalowej.
- Po występie Dody ludzie zaczęli się przepychać, chcąc przejść na koncert Ich Troje. W pewnym momencie poczułam, jakby mnie odcięło. Byłam przerażona! Takiej masy ludzi jeszcze nie widziałam. Z każdej strony ktoś na mnie napierał. Na szczęście byłam z mężem. Wyciągnął mnie z tego, ale choć jest rosłym mężczyzną, jemu też nie było łatwo.
Kobietę i jej partnera wypuszczono awaryjnie między bramkami, gdy pracowniczka zabezpieczająca teren zauważyła, iż zaczyna osuwać się na ziemię.
Dorota podkreśla, iż była na festiwalu również w piątek, ale wówczas wszystko było w porządku, ale - w jej ocenie - ludzi było o połowę mniej.
Wstęp wzbroniony do odwołania
Retkinianka relacjonuje, iż gdy wraz z mężem dotarli w okolice ronda przy myjni na Kusocińskiego, policja wydała komunikat: osiągnięto maksymalne obciążenie terenu, nikt już nie wejdzie na festiwal, dopóki nie zwolnią się miejsca na Błoniach. Tymczasem w okolicy stały tłumy - rozczarowani, zdezorientowani, niektórzy z dziećmi.
W social mediach zaczęły się pojawiać doniesienia o ludziach, którzy mdleli pod sceną, bo nie mieli ze sobą wody. Według regulaminu, na teren festiwalu nie można było wnosić płynów, a jedynie puste, półlitrowe butelki, króre można było napełnić wodą z ogółnodostepnego beczkowozu. Wiele osób o tym wiedziało, ale nie wszyscy... Zwłaszcza ci, którzy byli na masowej imprezie po raz pierwszy.
Służby apelują o rozsądek
Organizatorzy i służby apelują o stosowanie się do komunikatów i zachowanie spokoju. Bezpieczeństwo uczestników jest najważniejsze, a teren festiwalu ma określoną przepustowość.
Wejście zostało wstrzymane do odwołania.
Relacjonujemy sytuację na bieżąco.