Co się dzieje na SOR-ze Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu? Dwie osoby nie żyją!

elblag24.pl 3 godzin temu

Wstrząsający materiał TVN Uwaga na temat tego co zaszło na oddziale SOR Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu. Dwie osoby zmarły, kiedy lekarze odesłali je do domu. Tymczasem w komentarzach internauci alarmują, iż nie są to odosobnione przypadki. Czy w końcu ktoś poniesie odpowiednie konsekwencje?

Przysięgali, iż będą ratować życie, a zbagatelizowali stan zdrowia ciężko chorych osób – twierdzą rodziny, których bliscy szukali pomocy na SOR-ze elbląskiego szpitala.

„Wielka zdrada i bezczelność lekarza w Szpitalu Wojewódzkim w Elblągu, który dwukrotnie nie przyjął mojego taty, przyczyniły się do tragicznego końca”.

Taki dramatyczny post umieściła w internecie rodzina zmarłego pana Ryszarda. Pod postem pojawiły się setki komentarzy i dziesiątki oznaczeń #tematdlauwagi.

– Chcemy przestrzec innych ludzi przed tym, co się dzieje na SOR-ze. A są tam bardzo duże niedociągnięcia – tłumaczy pani Jolanta, córka pana Ryszarda.

Problemy pana Ryszarda

Niedawno stan zdrowia pana Ryszarda zaniepokoił bliskich mężczyzny.

– O 4 w nocy usłyszałam w jego pokoju szmery. Zerwałam się, wchodzę do pokoju, patrzę a on siedzi na łóżku z głową schyloną prawie do kolan. Powiedział, iż poczuł ogromny ból. Przyjechał lekarz i powiedział, iż zabierają go na SOR do Elbląga – opowiada Anna Pietrucha, żona pana Ryszarda.

Od pewnego czasu mężczyzna miał problemy z woreczkiem żółciowym. Oczekiwał na zabieg, podczas którego kamienie miały zostać usunięte. Dlatego bliscy pana Ryszarda podejrzewali, iż nagłe pogorszenie zdrowia ma związek właśnie z woreczkiem żółciowym, a na SOR-ze otrzyma on natychmiastową pomoc.

Tymczasem mężczyznę odesłano do domu.

– Tata, choćby wizualnie, nie wyglądał na tyle dobrze, by było można go odesłać do domu. Cierpiał i wymiotował – zaznacza pani Barbara, druga córka pana Ryszarda.

– Jak wróciliśmy do domu klęknął przy łóżku. Powiedziałam: „Choć Rysiu, pojedziemy jeszcze na SOR” do Pasłęka. Ale tam od razu wysłano go z powrotem na SOR do Elbląga – relacjonuje żona mężczyzny.

Kilka wizyt na SOR-ze

Pan Ryszard drugi raz tego samego dnia trafił na SOR w Elblągu, jak się okazało z bardzo niskim ciśnieniem.

– Przyjechaliśmy o 12:04, a wypisany został dziewięć minut później, o godz. 12:13. Usłyszał: „Niech pan sobie nie robi z karetki taksówki”. Że nie trzeba żreć. Że trzy tygodnie można wytrzymać o wodzie, a jeszcze jest z czego schudnąć. Doktor choćby nie wyszedł z za biurka do taty – opowiada pani Barbara.

Ponieważ po powrocie do domu pan Ryszard czuł się coraz gorzej. Po raz trzeci tego samego dnia karetka zawiozła go na elbląski SOR, dopiero wtedy przyjęto go na oddział. Po badaniach okazało się, iż doszło do ostrego zapalenia pęcherzyka żółciowego, stwierdzono też postępującą sepsę.

– Zadzwoniła pani doktor, iż o 5:30 mój mąż odszedł. Tak zakończyło się jego życie. Wszystko nam zabrali – ubolewa Anna Pietrucha. I dodaje: – Gdyby mąż został od razu przyjęty, to byłoby wszystko dobrze.

Śmierć pani Ewy

Tego samego dnia w elbląskim szpitalu zmarła też pani Ewa. Także jej rodzina ma zastrzeżenia do przyjęcia na SOR-ze.

– Zabrakło empatii – uważa Janusz Wiatr, mąż pani Ewy.

Kobieta od dłuższego czasu miała problemy z sercem i nerkami. Feralnego dnia miała być przeprowadzona dializa. Pani Ewa czuła się słabo, dlatego nie wykonano dializy. Karetka przewiozła ją do szpitala.

– Po 5 minutach wyszedł ratownik. Pytał moją żonę, co się dzieje. Przekazałem wszystko, iż złe samopoczucie prawdopodobnie wynika z rozwijającego się zakażenia. Że żona jest chora na ostrą niewydolność serca – opowiada pan Janusz.

Mimo alarmujących objawów, jak mówi pan Janusz, jego żonę po trzech godzinach wypisano do domu.

– We wypisie napisano – złe samopoczucie i zmęczenie. Nie zrobiono nic – oburza się mężczyzna. I dodaje: – Gdyby podjęto skuteczne działania być może do tej sytuacji by nie doszło.

Pan Janusz zgłosił sprawę do prokuratury.

– Byłem obecny przy przesłuchaniu czterech lekarzy i będą kolejne przesłuchania. Ale nie widzę u nich poczucia, iż coś nie dopełniono, nie poczuwają się do winy – mówi mężczyzna.

„Rutyna może zabić”

O opinie na temat takiego postępowania lekarzy zapytaliśmy specjalistę medycyny ratunkowej.

– Myślę, iż w obu tych sprawach zawiodło wiele czynników – brak kontaktu z rodzinami, brak kontaktu z pacjentem, szybkość postępowania, rutyna – uważa dr n. med. Mariusz Mioduski. I dodaje: – Dynamika zmian u pacjenta, choćby w ciągu 2-4 godzin może być bardzo znaczna i w ciągu kilku godzin wymaga on ponownego zrobienia choćby tych samych badań, w celu zdiagnozowania, czy nie mamy do czynienia ze stanem nagłego zagrożenia zdrowotnego. Rutyna jest tym, co może zabić.

Spotkaliśmy się z dyrektorem szpitala do spraw lecznictwa elbląskiego szpitala. Wiemy, iż przeprowadzono już wewnętrzne postępowanie dotyczące przypadków pana Ryszarda i pani Ewy, ale szpital nie chce informować co ustalono do czasu zakończenia postępowań przygotowawczych toczących się w tych sprawach.

– Nie można powiedzieć, iż na SOR-ze pojawiła się rutyna – stwierdza Grzegorz Sosnowski, p.o. dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu.

– Na pewno jeszcze bardziej przyjrzymy się pracy SOR-u. Będą rozmowy z pracownikami i uczulenie na empatyczne i fachowe podejście do pacjentów, którzy będą zgłaszali się na SOR – dodaje Grzegorz Sosnowski.

– Ten szpital posiada wszystko. Posiada lekarzy specjalistów, bardzo dobry sprzęt, piękne wyremontowane sale tylko brakuje ludzi, którzy chcieliby wykonywać zawód lekarza zgodnie ze swoim przyrzeczeniem – kwituje pan Janusz, mąż zmarłej pani Ewy.

Cały materiał można obejrzeć tu: https://uwaga.tvn.pl/reportaze/uslyszal-ze-z-karetki-nie-ma-sobie-robic-taksowki-pozniej-zmarl-st8615133

Idź do oryginalnego materiału