Fajerwerki, flagi, grille i duma narodowa – tak Ameryka obchodzi swoje urodziny. Ale 4 lipca to nie tylko święto wakacyjne, ale data, która zmieniła bieg historii świata. Tego dnia, w 1776 roku, trzynaście kolonii brytyjskich na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej wypowiedziało posłuszeństwo królowi Jerzemu III i ogłosiło niepodległość. Dla Amerykanów – dzień święty. Dla świata – początek rewolucji idei. Dla Polaków – okazja, by przypomnieć, iż w narodzinach Stanów Zjednoczonych była też polska krew.

Filadelfia 1776: narodziny republiki
Czwartego lipca, w sali Kongresu w Filadelfii, delegaci trzynastu kolonii podpisali Deklarację Niepodległości – dokument nie tylko przełomowy politycznie, ale i niezwykle odważny moralnie. „Uważamy za oczywiste prawdy, iż wszyscy ludzie zostali stworzeni równi” – pisał Thomas Jefferson, architekt słów, które przeszły do historii.
To była nie tylko wojna o niepodległość, ale bunt przeciwko tyranii, wyzwanie rzucone imperium i akt wiary w nowy porządek świata – oparty na wolności, równości i samostanowieniu. Amerykańska rewolucja stała się wzorem dla innych narodów – w tym dla Polaków, którzy zaledwie kilkanaście lat później podejmą próbę ratowania swojej Rzeczypospolitej Konstytucją 3 maja.
Warto wiedzieć, iż niepodległość Stanów Zjednoczonych została proklamowana 4 lipca 1776 roku, kiedy to uchwalono Deklarację Niepodległości, ale formalnie uznana została 3 września 1783 roku, wraz z podpisaniem traktatu paryskiego kończącego wojnę o niepodległość. Jednak to dzień 4 lipca jest obchodzony jako Dzień Niepodległości USA.
Święto z rozmachem
W dzisiejszych czasach 4 lipca to eksplozja amerykańskiego patriotyzmu – dosłownie i w przenośni. W całym kraju od rana realizowane są parady, lokalne marsze z orkiestrami dętymi, rekonstrukcje bitew rewolucyjnych, koncerty na świeżym powietrzu, pokazy lotnicze i oczywiście nieodłączne fajerwerki.
Na ulicach królują barwy narodowe – czerwień, biel i błękit. Flagi narodowe zdobią ulice, domy, samochody i ubrania. W parkach grillują rodziny, dzieci biegają z flagami, a z głośników rozbrzmiewa „The Star-Spangled Banner”. W miastach takich jak Waszyngton czy Boston, gdzie historia rewolucji jest niemal namacalna, obchody mają wręcz ceremonialny charakter.
Ale choćby w mniejszych miejscowościach, takich jak polonijne enklawy w Connecticut, Illinois czy Nowym Jorku, nie brakuje patriotycznych mszy, wspólnego śpiewania hymnu czy rodzinnych pikników, gdzie amerykańska kiełbaska z grilla spotyka się z polską kiełbasą i domowym ogórkiem.
Polacy na barykadach wolności
Dla Polonii 4 lipca to również okazja, by przypomnieć o polskim wkładzie w niepodległość Ameryki. Nie jest to tylko sympatyczna ciekawostka historyczna, ale powód do dumy – nasz wkład w fundamenty amerykańskiej wolności był rzeczywisty, znaczący i okupiony życiem. Dwaj najbardziej znani polscy bohaterowie to Kazimierz Pułaski i Tadeusz Kościuszko.
Tadeusz Kościuszko – inżynier wojskowy z Narodowej Szkoły Rycerskiej w Warszawie – przybył do Ameryki w wieku 30 lat, nie znając języka, ale przepełniony ideą wolności. gwałtownie zyskał uznanie jako genialny strateg fortyfikacji – jego dziełem są m.in. umocnienia w Saratodze i w West Point, uznawane za najważniejsze dla zwycięstwa wojny. Kościuszko nigdy nie pobierał pełnego żołdu – środki, które mu się należały, przeznaczył na wykup i wykształcenie czarnoskórych niewolników. W jego testamencie znalazły się słowa bardziej amerykańskie niż niejeden narodowy toast.
Kazimierz Pułaski, uciekinier po konfederacji barskiej, dotarł do Ameryki dzięki osobistemu zaproszeniu od samego Jerzego Waszyngtona. Wyróżnił się odwagą w walce i został mianowany generałem kawalerii. W 1779 roku zginął pod Savannah, prowadząc szarżę – w wieku zaledwie 34 lat. W Ameryce nazywany jest „ojcem kawalerii USA”. W 1929 roku Kongres ustanowił Dzień Pułaskiego, a w 2009 roku przyznał mu honorowe obywatelstwo – zaszczyt, który spotkał tylko ośmiu cudzoziemców w całej historii USA.
Braterstwo idei
Kościuszko i Pułaski są przykładem tego, iż idea wolności nie zna granic geograficznych. Dla pokoleń Polonii w USA ich dziedzictwo jest żywe. Znajdujemy je w nazwach ulic, szkół, pomników, a choćby miast (jak Pulaski w stanie Tennessee czy Kosciusko w Missisipi), ale przede wszystkim w świadomości, iż polskie dziedzictwo jest częścią amerykańskiej tożsamości.
Dziś, świętując 4 lipca – z rodziną, z przyjaciółmi, przy grillu czy na paradzie – warto na chwilę się zatrzymać i przypomnieć sobie, iż to nie tylko fajerwerki i wakacyjny dzień wolny. To hołd dla odwagi, z jaką garstka ludzi postanowiła stworzyć nowy świat. I warto wiedzieć, iż wśród nich byli też ci, którzy mówili po polsku.
WEM