3.07.25. W spłaszczonym świecie…

11 godzin temu

3.07.25. W spłaszczonym świecie...

W poprzednich Zapiskach mowa była o książce Marka Milli Błoga ignorancja i opisywanym w niej, charakterystycznym według autora dla ludzkiej natury, paradoksie, który polega on na tym, iż każdy i każda z nas dąży równocześnie zarówno do wiedzy, jak i do niewiedzy (zob. tekst Tyłem do rzeczywistości z 19.06. 2025). Tu dopowiedzmy, iż interesującą, obszerną recenzję książki Milli znaleźć można w czerwcowym numerze „Książek. Magazynu do Czytania”.

Maciej Jakubowiak, pisarz, eseista, dziennikarz z pokolenia „cyfrowych tubylców”, na stronach przywoływanego numeru „Książek…”, w tekście Pragnienie, by nie wiedzieć, podejmuje mianowicie krytyczną refleksję dotyczącą rozwijanego w Błogiej ignorancji tematu. Niepokoi go między innymi fakt, iż Milla (1) nie dostrzega w swych analizach twórczości pisarzy współczesnych, koncentrując się z reguły na tekstach nieledwie, zdaniem recenzenta, przedpotopowych. Jakubowiak wskazuje wobec tego aktualnie publikowane utwory literackie i prace analityczne, które mogłyby uzupełnić lub skorygować obserwacje Milli. Podkreśla przy tym, iż Milla (2) nadmiernie eksponuje znaczenie braku samoświadomości u wielu ludzi, ale nie wiąże tego z pytaniem, co się z nimi dzieje w przypadku uzyskania trudnej wiedzy o sobie samych. Przede wszystkim zaś ignoruje Milla według Jakubowiaka (3) znaczenie, które w naszym dzisiejszym życiu pełni internet – dostępny na każde kliknięcie i wręcz uzależniający od wiedzy. To ostatnie oznacza przecież, iż tak naprawdę związany z relacjonowaną sytuacją problem wiąże się raczej z pytaniem, „co teraz z tą całą wiedzą zamierzamy zrobić”. „Milla jest zatem kolejnym liberalnym intelektualistą – pisze wobec tej sytuacji Jakubowiak – przywiązanym do tego, jak było, i niedostrzegającym, iż zmieniły się warunki, w jakich rozmawia się dziś o takich sprawach, jak sprawiedliwość, wolność słowa czy prawda”.

Jest oczywiście w uwagach Jakubowiaka sporo racji, zmieniły się warunki, dostęp do rozmaitych zasobów wiedzy mamy rzeczywiście na kliknięcie, ale chyba nie do końca i nie tylko o to chodzi w książce Milli. Wydaje się natomiast pewne, iż dyskusję na wskazane tematy warto byłoby rozwijać, zabiegając przy tym zwłaszcza o definiowanie używanych pojęć. Trzeba by zauważyć na przykład, iż natura ludzka w swych zasadniczych wymiarach nie zmienia się równie szybko, o ile w ogóle, jak dookolne realia życia, oraz iż generalizujące obserwacje trwałych tendencji dają się na ogół wyprowadzać tak, jak robi to Milla, przede wszystkim jednak z dawnych mitów oraz literatury już „zasiedziałej” w kulturowym kanonie. W takim kontekście istotne mogłoby się okazać pojęcie „długiego trwania” wprowadzone do naukowych dyskusji przez Fernanda Braudela. Zdaje się zresztą, iż o długim trwaniu analizowanych przez Millę tendencji wyraźnie świadczą rezultaty badań przedstawianych ostatnio w raporcie pod hasłem Wiedza i postawy obywateli europejskich wobec nauki i technologii (zob. w sieci badanie Eurobarometru z lutego 2025). Wynika z tego raportu na przykład, iż prawie 40 % Polaków nie przyjmuje do wiadomości dowodów świadczących o tym, iż ewolucja człowieka jest faktem”, albo iż 52% ludzi nie wierzy w zmiany klimatu, równie dużo zaś twierdzi, iż nauka jest nam w życiu codziennym niepotrzebna, wirusy są produkowane w laboratoriach, antybiotyki zabijają tak samo bakterie i wirusy, a lek na raka istnieje, ale jest ukrywany przez farmaceutyczne lobby.

Jeśli idzie natomiast o wspominane przez Jakubowiaka oddziaływanie wiedzy zgromadzonej w internecie, ustalenia, które wydają się w ramach takiej refleksji znaczące, wskazuje ostatnio na przykład książka, do której nawiązuje tytuł dzisiejszych Zapisków: Spłaszczony świat. Jak algorytmy przejęły kulturę, gust i nasze wybory. Jest to niedawno wydana w polskim tłumaczeniu praca autorstwa amerykańskiego dziennikarza, eseisty i krytyka kultury z pokolenia milenialsów – Kyle Chayka (przeł. Magda Witkowska, PWN, Kraków 2025). Podtytuł mówi sam za siebie. W krótkim wprowadzeniu Piotra Buckiego przeczytamy zaś:

Pomyśl o tym – dlaczego lubisz to, co lubisz. Skąd pewność, iż twój gust jest twoim gustem, a twoje wybory twoimi wyborami. Odpowiedź na to pytanie może nie być łatwa. Jednak przyda ci się podczas podróży przez świat, o którym opowie ci Chayka. W którym algorytm – beznamiętny, bezrozumny, acz sprawny – spłaszcza świat i serwuje ci coraz bardziej rozwodnioną kulturę. Choć precyzyjniej będzie, jeżeli powiem – rozwodnione treści.
Skąd to rozróżnienie? Bo w teorii sztuka (jako element kultury) to coś, co artysta tworzy, by opowiedzieć siebie i świat. A treści – w tym, niestety, duża część muzyki, filmu, seriali – to coś, co tworzy się, by monetyzować uwagę (Prolog. Pierwsze spotkanie z Chayką…, w: Spłaszczony świat…, s. XI).

Prawie trzysta stron, na których Chayka referuje rezultaty swych badań nad działaniem współczesnych mediów, rozpoczyna on znamiennym przypomnieniem, to jest opowieścią o historii Mechanicznego Turka, czyli maszyny, która potrafiła grać w szachy z człowiekiem. Została ona skonstruowana w 1769 roku przez urzędnika w służbie imperium habsburskiego, Wolfganga von Kempelen, i podarowana cesarzowej Marii Teresie. Chayka pisze:

Historyczne rysunki przedstawiają Mechanicznego Turka jako dużą drewnianą skrzynię o szerokości około 120 centymetrów, wysokości 90 centymetrów i głębokości blisko 80 centymetrów, wyposażoną w drzwiczki, przez które widać było skomplikowaną maszynerię pracującą w środku. Na górze znajdował się automat kształtem przypominający człowieka, tylko rozmiarów dziecka. Miał na sobie sukmanę i turban, a jego twarz zdobiły spektakularne wąsy. (Z perspektywy ówczesnym Europejczyków zastosowanie wschodniego archetypu pozwalało zestawić ze sobą obcość postaci z obcością maszyny). Lewe ramię Turka pracowało nad szachownicą: chwytało bierki i przesuwało z pola na pole. Kolejnym ruchom szachowym towarzyszył dźwięk dzwoneczka, urządzenie potrafiło wykryć oszustwo przeciwnika, a Turek robił miny.

Mechaniczny Turek grał w szachy na przykład z Benjaminem Franklinem i z Napoleonem. Obu pokonał. Nie wiedzieli, iż w istocie grał z nimi dobrze ukryty we wnętrzu wytrawny szachista, który przebieg rozgrywki obserwował dzięki magnetycznych znaczników umieszczonych pod planszą.

Mechaniczny Turek robił niesamowite wrażenie. Publiczności sugerowano, iż maszyna sama myśli i jest mądrzejsza od człowieka. W rzeczywistości jednak to człowiek kontrolował jej działanie. […] sprawa ostatecznie wyszła na jaw dopiero w 1860 roku, po tym, jak urządzenie zdążyło objechać Stany Zjednoczone […] Od dwustu lat urządzenie to przywołuje się […] jako metaforę dla różnego rodzaju manipulacji, których dopuszczają się ich twórcy. Mechaniczny Turek stał się symbolem człowieka, który ukrywa się za fasadą pozornie zawansowanej technologii, a także synonimem maszyny, której zasady działania pozostają tajemnicą dla użytkownika. […]
Ostatnio często wracam myślami do sprawy Mechanicznego Turka, bo dla mnie ma ona wiele wspólnego z technologicznym widmem, które krąży nad nami wszystkimi od początku XXI wieku. To widmo nazywa się „algorytm”, przy czym chodzi o algorytm rozumiany jako skrót od „rekomendacji algorytmicznej”. Mam zatem na myśli cyfrowy mechanizm, który chłonie całe masy danych o użytkownikach, przepracowuje je zgodnie z pewnym ustalonym z góry wzorem, a następnie zwraca wynik w założeniu najbardziej adekwatny do zadanych warunków. To algorytmy decydują, jakie strony nam się wyświetlają, gdy korzystamy z wyszukiwarki Google. To algorytmy podrzucają nam treści na Facebooku i dobierają piosenki, które Spotify może odtwarzać bez końca. To algorytmy tworzą listy potencjalnych kandydatów, z którymi moglibyśmy nawiązać kontakt za pośrednictwem aplikacji randkowej, a także filmów, które prawdopodobnie chcemy obejrzeć na Netfliksie. To algorytmy wyświetlają filmiki na TikToku, porządkują wpisy na Twitterze i Instagramie, a choćby wrzucają wiadomości e-mail do odpowiednich folderów. To również one decydują o tym, jakie będziemy oglądać reklamy. Znaczna część naszych doświadczeń w przestrzeni cyfrowej jest dziełem algorytmów rekomendacyjnych, które analizują nasze dotychczasowe zachowania i starają się dobierać takie treści, które najlepiej by się wpisywały w rozpoznane na tej podstawie prawidłowości. W założeniu algorytmy mają interpretować nasze działania i pokazywać nam to, co najbardziej chcemy zobaczyć (Spłaszczony świat…, s. 1-3).

Nie bez kozery, widać z tego, Piotr Bucki w cytowanym już wprowadzeniu do książki o spłaszczonym świecie nazywa algorytmy „kuratorami masowej wyobraźni” (s. XIII). Zawsze okazuje się przy tym, iż chodzi o „monetyzację” rezultatów tego kuratorstwa, a nie o dociekanie prawdy o świecie. Istotnie zatem jest tak, jak w recenzji Błogiej ignorancji pisze Jakubowiak: zmieniło się w naszym świecie wiele, ale – niestety – nic na skutek tego nie jest takie proste, jakby się chciało.

W każdym razie warto podjąć trud lektury Spłaszczonego świata, by z przedstawianej w nim perspektywy uświadomić sobie, w jak skomplikowanym świecie żyjemy i co de facto oznaczają nasze niby indywidualne decyzje dotyczące wyborów ubraniowych czy diety, wystroju mieszkań albo kawiarni itp., więc jakie są objawy i skutki owego tytułowego spłaszczania rzeczywistości. Niestety, mogłoby to oznaczać nie najlżejszy lekturowy kaliber na wakacje…

Gdyby wobec tego chodziło o inne czytelnicze sugestie na czas urlopu, sygnalizowany numer „Książek” oferuje ich wiele. Szczególnie wart polecenia byłby jednak powrót do nieustannie ważnych i nieustannie aktualnych „staroci”, więc na przykład do lektury Lalki, by przygotować się do oglądania zapowiadanych właśnie dwóch nowych ekranizacji powieści Bolesława Prusa jednej przygotowywanej przez Telewizję Polska, drugiej przez Netflix…

Na okładce przywoływanego na początku tych Zapisków czerwcowego numeru „Książek. Magazynu do czytania” widnieje oto anons: „Bolesław Prus”. I pytanie: „Jaką Lalkę chciałby dziś zobaczyć?” W środku znajdziemy zaś tekst Ryszarda Koziołka pod tytułem Lalka ożywa (s. 10-15). Profesor zapowiada go tak:

Ku memu zachwytowi cała Polska ruszyła doradzać twórcom, co muszą zrobić, żeby dzieła Prusa nie schrzanić.
Poza obsadą głównych bohaterów wciąż kilka wiemy, zatem pozostało czas, aby uchronić ich od katastrofy, więc i ja, nieproszony, spieszę udzielić twórcom kilku przestróg.

W konsekwencji, w kolejnych fragmentach swego eseju, podkreśla profesor rolę pani Meliton i zwraca uwagę na to, czego w tekście nie widać, ale jest gdzieś w tle i nie pozostaje bez znaczenia dla ukazywanych wydarzeń czy kreacji bohaterów. Czytamy następnie, iż to może być film o pieniądzach albo o zemście, iż zarówno dla Rzeckiego, jak dla Wokulskiego zasadniczo znaczące były doświadczenia udziału w wojnach. Rzeckiego określa jego udział w Wiośnie Ludów i „mania napoleońska”, pod maską której „kryje się poważne przekonanie, iż tylko oświecona przemoc może wprowadzić Polskę w główny nurt cywilizacji Zachodu”. Dla Wokulskiego istotne było z kolei doświadczenie udziału w powstaniu styczniowym i pobyt na Syberii. Wskazuje następnie Koziołek, iż Lalka jest w zasadzie „planetą singli” i trzeba by odkryć uzasadnienia dla takiej sytuacji. Podobnie z pytaniami o związek powieści z biografią autora. Wydaje się bowiem, iż Prus w swej powieści „utajnia lub obiektywizuje osobiste urazy i obsesje”. Nierozstrzygalne zakończenie powieści może się przy tym okazać pozorem.

W księgarniach dostępne są aktualnie różne wydania Lalki. Szczególnie godna polecenia wydaje edycja Wydawnictwa Marginesy z 2024 roku. Wstęp do tego wydania napisał również profesor Koziołek i stanowi on znakomitą zachętę do lektury. Nie ulega w każdym razie wątpliwości, iż zarówno twórcom planowanych ekranizacji, jak ich przyszłym widzom wszystko to może dać wiele do myślenia. Przyda się również tym, którzy uprzedzająco zdecydują się na „powtórkę z lektury”, o nauczycielach planujących szkolne czytanie Lalki, choćby już nie wspominając…

Idź do oryginalnego materiału